wtorek, 24 czerwca 2014
WYJŚCIE NA SPACER, NIC PROSTSZEGO.
Oczywiście.
Nic.
Ubrać.
Tak, w tę akurat bluzkę.
W tę!
Dobrze, niech ci będzie, zaraz poszukam drugiej.
Sama.
Tak pięknie poukładałam w komodzie, drugi raz takiego piękna
nie osiągnę.
Sama!
Dobra...
Wybierz sobie. Non stop pięknie być nie musi.
Poczekaj, pozbieram z dywanu.
Bluzki, bluzki, a co by innego.
W jednej idziesz!
Ta? Na pewno?
Na pewno???
Spodnie.
Nie, nie te różowe.
Wiem, że lubisz różowy, ale te są zbyt grube.
Są! Jest ciepło!
Tu mam lepsze. Z myszką Minnie.
Gdzie jest Daisy?
Matko, przecież lubisz Minnie!
Te z Daisy są w koszu.
Nie, nie w śmietniku, w koszu z brudną bielizną, nie płacz,
któregoś dnia się zbiorę i upiorę.
No proszę, choć, wytrę ci łzy,
dziś upiorę, jak wrócimy.
Dobrze, popatrz, już wrzucam do pralki.
Nie, nie są jeszcze czyste.
Pójdziesz w myszce.
Tfu! W spodniach z myszką.
Dziecko drogie, posłuchaj, Daisy jest w praniu!
W jakim praniu, w jakim praniu...
No w pralce!
Czyli Minnie może być?
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Muszę cię uczesać.
Możesz usiąść na chwilę?
Tak, taka bluzka.
Bo sama sobie wybrałaś.
Nie, już cię nie będę przebierać.
Przecież w pralce!
Te skarpetki pasują!
Nie, teraz cię czeszę, potem poszukamy innych,
wiem, będą pasować bardziej.
W pralce.
Dzisiaj.
Jak wrócimy, to włączę.
Nie zostawię włączonej.
Pralki też się psują, wolałabym przy tym być.
Bo się psują. Czasem.
Usiądź, proszę cię najspokojniej jak mogę, prosto.
Dlaczego nie te spineczki?
Bez?
Będą ci włosy na oczy opadać.
Nieprawda, nie lubisz, matka ci to mówi, a matce należy wierzyć.
Ok, poszukamy innych.
Ale najpierw znajdziemy skarpety.
Te, co pasują do Minnie.
Wyjdź z łazienki, skarpety od zawsze są w szufladzie.
Bo są czyste.
Zgadnij.
Brawo, tak, w twoim pokoju.
Teraz już nie mam czasu na zakupy.
Ale dobrze, następnym razem kupimy z Daisy.
Następnym razem!
Nie wiem, za kilka dni!
W piątek, może być?!
Stój prosto, bo ci oko spinką wyjmę.
Hej, co to za podkówka, żartowałam.
Nic nie będę wyjmować.
Wiem, musisz mieć do patrzenia.
Buty.
Zostaw śniegowce.
Po placu zabaw wygodniej się śmiga w trampkach.
No... Biega. Chodzi.
Nie krzycz, wiem, że nie założyłam jeszcze swoich.
Bo cię ubierałam, czesałam i jeszcze po drodze tłumaczyłam kilka rzeczy.
Odłóż to opakowanie podpasek.
Nie, z tym nie pójdziesz.
Chodzisz z tym po domu od rana, ale na dwór nie weźmiesz.
Bo ci się do niczego nie przyda.
Córko najukochańsza, odłóż.
Obiecuję, że jak wrócimy, to podpaski będą na ciebie czekać.
Wszystkie w kupie i każda z osobna.
Będziesz.
Będziesz mogła z nimi spać.
Nie z takimi rzeczami sypiałaś.
Świetnie.
O nie, perfum też nie ma co ciągnąć na plac.
Bo to mój ostatni flakon.
Nie wazon, flakon.
Tak się mówi na tę szklaną butelkę.
Pamiętasz jak poprzednia stłukła się w łazience?.
Tak, ty ją stłukłaś.
Hej, chodź, wytrę ci łzy, to był wypadek.
I dlatego tych nie będziemy zabierać ze sobą.
Możesz odłożyć obok podpasek.
Naklejka DZIELNY PACJENT?
Jakby ci tu wytłumaczyć...
Chcesz się bawić z dziećmi?
To połóż ją na stole.
Tak, obok perfum i podpasek.
Wiem, że od pani doktor.
Dwa tygodnie temu.
Ale ja się rodzicom na placu tłumaczyć nie będę.
Że dwa tygodnie temu dostałaś.
Jesteś głodna?
Chcesz siku?
Na pewno?
Na bank?
Zatem wychodzimy.
Po drodze ci wytłumaczę, co znaczy zatem.
Widzę, że kwiatek.
I tu.
I na tym piętrze też.
Dzięki ci, matko naturo, że żaden nie usechł,
dzięki wam, sąsiedzi, że dbacie.
bo ilość kwiecia musi być stała.
Żeby wyjść w końcu z czystym sumieniem z tej cholernej klatki.
Widzę, że popękane.
Ale to nie jest powód do płaczu.
I wycieraczka przed drzwiami wyjściowymi krzywo.
Popatrz, wystarczy poprawić.
Po co zaraz krzyczeć?
Nie, z rozbitą płytką terakoty nic nie zrobię.
Kawałek się zgubił.
Nie wiem, gdzie jest.
Nie wiem.
Nie wiem.
Naprawdę nie wiem.
Wychodź, trzymam drzwi.
Nie patrz na tę popękaną.
Podnieś wysoko nogę i przejdź.
Ale wycieraczka już równo leży.
Wiem, że lubisz gdy leży równo.
Czy możemy, córko szanowna, przejść przez drzwi?
Dziękuję.
Dziękuję.
Dziękuję.
To nie twoje podpaski, tylko moje.
I zostały w domu.
Ptaszek, widzisz? Tam wysoko!
Na stole.
Obok perfum.
Nie, nie wracamy.
Po naklejkę też nie będę teraz biegła.
Nie wiem, czy będzie Krysia.
Nie wiem.
Zobaczymy.
Nie wiem.
Nie, nie wiem w którym bloku.
Jak będzie, to zapytasz.
Nie, ty zapytasz.
Ty.
Dobra, zapytam, gdzie mieszka.
Krzyś?
Poczekaj, ulica.
Mówię poczekaj!
Widzę, że nic nie jedzie, ale przechodzisz tylko trzymając mnie za rękę.
Bo jesteś za mała.
Dobrze, jesteś trochę duża, daj rękę!
Wyjechał do Bułgarii.
Całe osiedle nie musi słuchać, że też masz chęć na wyjazd.
Do Bułgarii.
Wiesz co? Na placu zabaw jest fajniej niż w Bułgarii.
Tak!
Tak, będę się smażyć w piekle.
Nie wiem, może pojedziemy.
Może.
Na rożnie będę się smażyć.
Nie wiem, gdzie mieszka Krysia.
I kiedy wróci Krzyś.
Po pierwsze to nie jest tylko twoja zjeżdżalnia.
Po drugie śmiało możesz się ślizgać, bo wcale nie jest gorąca.
Ja ci mówię, że nie jest.
Dobrze, sprawdzimy.
I co? Nie jest!
Za zimna?
I brudna?
Tylko trochę piasku.
I ślad buta.
Zaraz, zaraz, już szukam, gdzie ja te chusteczki...
Już możesz.
Wytarłam.
Już nie chcesz?
Za bardzo się grzebałam z wycieraniem.
A teraz chcesz?
Ale teraz ślizga się chłopiec.
Nie, nie na twojej zjeżdżalni.
To zjeżdżalnia dla wszystkich.
Musisz poczekać.
Krzyk ci w tym nie pomoże.
Proszę, droga wolna.
Nie chcesz?
Dlaczego?
Bo nie ma chłopca???
Choć, mała kobieto, do piaskownicy.
Dobrze, to na karuzelę.
Tak, zajęta.
Czekamy.
Nie, nie jest tylko twoja.
Czekamy.
Przecież pytałam w domu, czy nie jesteś głodna...
Tak, mam coś w torebce.
Chodź na ławkę.
Nie będziesz jadła na karuzeli!
I siku?
Albo na trawę, albo do domu.
Już nie?
Nie dawać wody, nie dawać wody, aż takiego upału nie ma,
nie dawać wody.
Bo torebka wypchana po brzegi, a ciuchów na zmianę brak.
Za to skarpetki do spodni pasują...
W chowanego?
Jasne.
Ale może z innymi dziećmi?
Tak, Krzyś w Bułgarii.
Krysi nie widzę.
Ale są inne maluchy.
Dobra, chcesz z matką, proszę bardzo, jeden, dwa, trzy...
Nie! Na parkingu się nie bawimy!
Tylko na placu!
Teraz w berka?
Może z innymi...
Na gwałt potrzebuję Krzysia i Krysi.
I w ganianego?
Supeeeerrrr...
Nie dawać wody, nie dawać wody, samemu napić się w ukryciu.
Już cię podnoszę, już cię zdejmuję, chwyć się tej liny,
najpierw jedną ręką, potem drugą, dźwigać cię do osiemnastki nie będę.
To idź się ślizgać.
Ten chłopiec zaraz zejdzie.
Musisz poczekać, nie ma wyjścia.
Jest? W ganianego?
Będę zakwasy leczyć tydzień, dobrze córeczko, już ganiam.
Pamiętać o schowaniu języka, pamiętać o schowaniu języka.
Gdzie jest ta ładna dziewczynka?
Jaka dziewczynka?
Z królikiem?
Gdzieś dzwoni, w którym to kościele...
Aaaa, miesiąc temu, na placu, pięciolatka z maskotką.
- Popatrz jaka ładna dziewczynka.
Tak, to moja wypowiedź.
Sprzed miesiąca.
Ciekawe ile czasu będę słuchać o Bułgarii...
I po jakim czasie będę miała szansę dowiedzieć się,
gdzie mieszka Krysia.
Bo spokoju nie zaznam.
Dopóki się w piekle nie znajdę za kłamstwa wierutne.
Dotyczące Bułgarii.
Nie, nie idziemy do klubu dla maluchów.
Widzę, że drzwi otwarte.
Ale to miejsce dla naprawdę małych dzieci, wolałabym,
żebyś pobiegała po dworze.
Tak, to stoliki i krzesła.
Bo rodzice mogą sobie posiedzieć, gdy dzieci się bawią w środku.
Zostaw!
To resztki!
Nie zjedli ciastka do końca, nie dopili soku.
Widocznie im się spieszyło.
Albo ta pani się zorientuje, że trzeba wyjść i posprzątać,
albo moje dziecko, napchane herbatnikami po kokardkę,
wymiecie za chwilę z talerzy to, co zostało.
Nad kokardką też się zmieści.
O! Jest Krysia!
O, Krysia dobiera się do szklanki.
Przecież jeszcze łyk soku na dnie.
Sama posprzątam.
Proszę. Bach na ladę.
Nie ma za co.
Gdzie jest moja córka?!
Skąd masz ten wafel?
- Była głodna, poczęstowałam, na zdrowie.
Dziecko wojny, brzuch się ledwo w spodnie mieści,
żebrać poszło...
Do innej matki.
- Pyśne...
Zaraz poleci po paluszki.
Już namierzyła.
Inna ławka, inna matka, inny prowiant.
Moje dziecko wciąż tak samo głodne.
Wciąż tak samo żebrzące.
Torba na ramieniu mi ciąży.
Bo żarciem wypchana.
A ciuchy na zmianę mogłam wziąć.
- Fofaneko!
Przełknij córko, przełknij.
Grdyka się przesuwa, język mlaszcze.
Już.
- Chowanego. Mamą.
Gdzieżby inaczej.
I jeszcze w ganianego na dobicie.
Z mamą.
Co tam Krysia.
Wiem, że chcesz do Bułgarii, ale może trochę ciszej.
Nie ma czego zazdrościć, proszę pani, nie, w tym roku nie jedziemy.
Nie, nie byliśmy, to nie są wspomnienia z wakacji.
Lolek obwieszcza, że chce do Bułgarii wszystkim,
którzy chcą słuchać i nie,
ja się zastanawiam, coby tu sprzedać,
żeby chociaż mieć na podróż w dwie strony.
Może nerkę?
Krysia już dawno poszła do domu.
Bo już jest późno.
Dziewiętnasta dwadzieścia pięć.
Bo jest już późno.
Tak, jest jasno, ale jest już późno.
Dziewiętnasta dwadzieścia sześć.
Nie trzymaj się tak kurczowo tej rurki.
Możemy jeszcze chwilę zostać.
Chwilę!
Czwarta godzina na placu mija.
Tak, mówiłam, że dziewiętnasta dwadzieścia sześć.
Nie czwarta.
Wróć! Mówiłam.
Ale nie sprecyzowałam.
Cztery godziny jesteśmy na dworze.
Puść rurkę.
Wszyscy już wiedzą, że kochasz swój plac zabaw.
Pora na plan ewakuacyjny.
Nasłuchuję.
- Basiu chodź. Mam w domu pyszne żelki!
Basia żelki ma w nosie.
Z pomysłu zatem nie skorzystam, zbyt słaba motywacja.
- Wojtusiu! Idziemy! W domu czeka babcia!
Babcia, owszem, w domu, ale w swoim.
Pięćdziesiąt kilometrów stąd.
- Amelko, już wystarczy, wracamy, czas na kąpiel.
Już wyciągam Lolka z placu obietnicą kąpieli.
- Nie wyrywaj się, nie chcesz iść, to cię zaniosę.
Nie zaniosę Lolka.
Nie dam rady po zabawie w chowanego, w ganianego i w berka.
Możesz puścić rurkę.
Nie, nigdzie cię nie zabieram.
Tak, będziemy tu nocować.
W domu?
Śpi się w domu?
Niemożliwe.
Chcesz wracać?
Nie będziesz spała pod ślizgawką???
Gdzie będziesz spała?
Powtórz, bo nie zrozumiałam.
Jeszcze raz - gdzie?
- W Bułgarii. Mamo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz