środa, 9 lipca 2014
TYM, KTÓRZY WAKACJE SPĘDZAJĄ W MIEŚCIE, RADZĘ JA. CZYLI CZEGO NIE ROBIĆ I CO ROBIĆ NA PLACU ZABAW.
Matki to ekspertki.
Rodzą dzieci i już są specjalistkami.
Od dzieci - wszystkich, od tego, co związane z dziećmi - wszystkimi,
w ogóle od wszystkiego - nawet nie związanego z dziećmi.
Bo urodziły i są matkami.
A to najlepszy argument.
Ja też! Też chcę! Też umiem, też mogę, też wiem.
Wszystko.
Bo jestem matką i kto mi zabroni.
I podzielę się swoją wiedzą radośnie, o tak, żal by było w tajemnicy
prawdy objawione trzymać.
Bo jestem matką.
I wiem lepiej.
Plac zabaw mam w jednym palcu, jakkolwiek to brzmi.
Idziesz.
Ale zanim wyjdziesz zastanów się porządnie.
Zrób plan.
Spisz za i przeciw.
Obejrzyj prognozę.
Nakarm dziecko.
Wysikaj dziecko.
Umyj z grubsza odkryte części dziecka.
Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy.
Spójrz w lustro.
Umyj po łebkach wystające części.
Nie szukaj grzebienia, bo cię noc zastanie.
Jak chłodno - czapka, jak ciepło - palcami przejedź.
Nie zdążyłaś umyć zębów? Już nie zdążysz.
Przypomnij sobie, gdzie dziecko przykleiło wczoraj zużytą gumę
i dlaczego akurat na oparciu nowej kanapy.
Ubierz dziecko adekwatnie.
Do czego?
Do pogody?
Zwariowałaś?
Adekwatnie do innych dzieci na placu.
Bo cię inne matki zlinczują.
Dobra, może nie będzie tak ostro.
Wyguglaj znaczenie słowa ostracyzm.
Skąd masz wiedzieć co będą miały na sobie inne maluchy?
Błagam, trochę kreatywności.
Oj nie chciało się wczoraj, nie chciało zamontować kamer na placu zabaw,
leniwa dziewczynka, fe!
Przypomnij sobie co czytałaś przed chwilą o ostracyzmie.
18 stopni a ty dziecku czapki nie zakładasz?
Jak zobaczysz, że wszystkie mają, to założysz.
Pakuj do torby!
Nie zmieści się?
Do torby powiedziałam, a nie do torebuni.
Nie masz takiej na kółkach?
Widzisz? Jak się dobrze poszuka w piwnicy, to się znajdzie.
Nie... Wcale nie głupio!
Zawsze to pretekst do zagajenia rozmowy.
Wracasz prosto z lotniska.
A że jesteś odpowiedzialną matką, to od razu na spacer,
bo dzień matki i dziecka bez spaceru, to dzień stracony.
Ciężko?
Gdzie tam, mówiłam na kółkach.
Możesz pakować.
Masz już wszystko?
Nie masz racji.
Trzy chrupki, bo inaczej potomek nie zje później obiadu?
Weź cztery, nie, pięć opakowań.
Mówię ci weź!
Tam będą sępy.
Jak cię otoczą, to z walizką daleko nie uciekniesz.
Co z tego, że na kółkach.
Weźmiesz jednak sześć?
Moja szkoła.
Lizaki - ilość hurtowa.
Sok - najlepiej cztery, każdy o innym smaku.
Twoje lubi tylko pomarańczowy?
Jak zobaczy u Hani jabłkowy, to się zacznie jazda.
Sama będziesz piła pomarańczowy matko wyrodna.
Wafle ryżowe.
Syf?
Powiedz to sępom.
Chusteczki higieniczne.
Nie ma kataru?
Nawet jak się rozryczy?
Nie rozryczy się?
Jesteś wróżką i masz na to papier?
To weź chusteczki.
Bo jak rękawem wytrzesz dziecku gluta, to sobie szybko przypomnisz,
co przed wyjściem wyguglałaś.
Starte owoce są zdrowe?
Śmiało, masz walizkę na kółkach, wszystko się zmieści.
Zjesz sama, wafli dla ciebie na bank nie wystarczy.
Pieniądze.
Po co ci kasa na placu?
A kto powiedział, że na placu?
Czeka cię galop do sklepu.
Masz wszystko i nie musisz?
Dobra, to weź jeszcze przenośną lodówkę.
Po co, po co.
W walizce ci lody długo nie wytrzymają.
Czyli bierzesz jednak portfel?
Brawo.
Woda.
Nie pije wody?
Nie szkodzi.
Na placu wyciągnij wodę. I zachęcaj tak, by wszyscy słyszeli.
Twoje macierzyństwo jest świadome.
Soki to ostateczność.
Ostatecznie wyciągnij sok.
Dokładnie taki, jaki pije Hania.
Takiego nie wzięłaś?
Co za wstyd.
Masz pieniądze.
W drogę!
Stop!
O czymś zapomniałaś!
O dziecku.
Ruszajcie razem. Możecie po drodze śpiewać piosenki.
Nie wiem. Szumią jodły na gór szczycie czy coś.
Tylko nie disco polo, nie po to do ciężarnego brzucha
przykładałaś słuchawki z muzyką Mozarta.
Z podskokami bym uważała.
I z walizką.
Dziecko nie chce iść, ale chce sok?
Wyciągnij chusteczki.
A widzisz?
Jesteś przygotowana na wszystko.
Ten podziw w ich oczach, te spojrzenia ze zrozumieniem.
Prawie jak w domu.
I co dalej? Dalej nie masz soku?
Ale masz sześć opakowań chrupek.
Wyjmuj. Po kolei.
Popatrz ile twoje dziecko ma koleżanek i kolegów!
Teraz wafle.
Spójrz ile masz nowych przyjaciółek.
Wszystkie się odchudzają.
No dawaj, gadaj o dietach.
Nieważne, że nic o tym nie wiesz.
Przytakuj, dziw się, wydawaj okrzyki.
Tak, przysięgam, to wystarczy.
Zostaw walizkę.
Nowe przyjaciółki popilnują.
Zostaw!
Szukaj dziecka!
Tam jest!
Poszło żebrać o paluszki.
Pozwól.
Tamto się nażarło waszych chrupek.
Twoje ma prawo pójść i się ślinić.
Wszystko zostanie w rodzinie.
Że już długo?
I jesteś zmęczona?
I obiad?
Cóż, musisz przekonać dziecko.
W atmosferze wzajemnego szacunku.
Żadne tam do domu, bo ja tak mówię!
Jesteś świadomą matką, podążaj za dzieckiem.
Nie chce podążać, a to ci niespodzianka.
Przypomnij sobie wszystkie programy edukacyjne o wychowywaniu dzieci.
Już?
Ok.
To teraz uklęknij przed dzieckiem.
Twoja twarz na wysokości wzroku małego.
W oczach miłość. I szacunek - nie zapominaj!
Teraz możesz zacząć.
Ton wyważony, głos opanowany.
Co zacząć?
Przemowę.
Nie bój nic, krótko będzie.
- W domu mam żelki o smaku coca-coli.
I już możecie wracać.
Bez ryku, pisku i histerii.
Opanuj się, mówię, że bez ryku i histerii.
Wstyd przed dzieckiem.
Blisko masz, dasz radę.
Tak, bez pisku też i nie obchodzi mnie, że to pisk radości.
W domu sobie popiszczysz.
A gdy wróci mąż i popatrzy zdziwiony na drinka w twojej dłoni,
bo dopiero szesnasta, ty popatrz wymownie
na walizkę leżącą na środku przedpokoju
i głosem opanowanym, tonem wyważonym i z szacunkiem we wzroku
wytłumacz, że to gratis.
W samolocie rozdawali.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz