piątek, 25 lipca 2014

NO TO MA TEN AUTYZM CZY NIE?


Czyli o dwuminutowych diagnozach.

Obiekt obserwowany - Lolek.
Miejsce - plac zabaw.
Specjalista - rodzic innego dziecka.

Etapy diagnozy:
1. Uważne śledzenie wzrokiem obiektu.
2. Wywiad z matką obiektu.
3. Podsumowanie, czyli prawda objawiona.

- No ja proszę pani nie widzę tego autyzmu.
Bo, proszę pani, autyzmu nie można zobaczyć. Czasem widać objawy, ale nie zawsze.
- Bawi się z dziećmi, chodzi, biega... I mówi!
Część autystów mówi. Proszę pani. I chodzi. I biega. Niesamowite, prawda?
- Syn mojej koleżanki wygląda i zachowuje się inaczej.
O! Ten! Ten to dopiero ma autyzm!
A moje dziecko nie dopiero, tylko od urodzenia.
Osoby z autyzmem to nie umundurowane wojsko oddychające na rozkaz.
- Bo z nim, proszę pani, nie ma kontaktu!
Z moim dzieckiem też. Gdy się dorwie do czekolady.
- Nieee... To nie autyzm, woła do pani mamo!
Bo mówi. To jak ma wołać? Ej, laska?
- Nie kręci się i nie chodzi na palcach.
Kręci się, ale coraz rzadziej. Nawet jak tutaj zacznie wirować, to powiesz, że tańczy.
Bo wiesz lepiej.
- I uczesane to pani dziecko, te z autyzmem nie dają się czesać!
Te bez autyzmu czasem też, ale proszę nikomu nie powtarzać,
to będzie nasz mały, słodki sekret.
- I bułkę pani dała, a te z autyzmem to zawsze na diecie.
Cóż, wzięłabym cię na zajęcia do takiego specjalnego ośrodka,
to byś zobaczyła jakie cuda z cukrem i glutenem autyści wciągają uszami.
I nie zaczynają świecić. I nie wpadają w narkotyczny trans.
Jedzą, bo są głodni. Bądź łakomi.
Dokładnie tak jak my, ci bez. Nie do wiary, prawda?
- Uśmiecha się!
Nic mi nie wiadomo o całościowym paraliżu mięśni twarzy.
A może powinnam się przyjrzeć, w końcu jestem matką, ale co ja tam wiem.
- Nie, pani dziecko nie ma autyzmu. Może i miało, skoro się pani upiera,
ale już nie ma. Przecież widzę.

Przecież nie będę tłumaczyć jak krowie na miedzy, że ma.
Że mam na to tonę papierów.
A każdy papier podpisany przez specjalistę.
Nie, nie takiego, który ma sąsiada, siostrzeńca czy dalekiego kuzyna z autyzmem.
Tylko takiego, który szkoły odpowiednie pokończył.
I praktykuje. Proszę pani.
I zęby na tym autyzmie zjadł.

Przecież nie będę opisywać co się działo z moim dzieckiem dwa lata temu.
Podczas regresu.
Gdy ten autyzm można sobie było obejrzeć z każdej strony.
Kiedy głupi by zauważył.

Przecież nie będę gadać o terapii. Takiej, siakiej i owakiej.
Która wciąż trwa.
Która została dopasowana do Lolka.
Do tego konkretnego Lolka, a nie kolejnego autystycznego dziecka.
I która przynosi efekty.

Przecież nie będę sobie strzępić języka po próżnicy.
Nie będę pani psuć humoru.
Tym, że z autyzmu się nie wyrasta.
Tym, że autyzm się albo ma, albo nie.
Tym, że ja mam inne zdanie.
Tym, że czy pani chce, czy nie,
czy ja tego chcę czy nie,
czy Lolek tego chce czy nie,
to ma ten autyzm.
I będzie z nim chodził, biegał i mówił.
Do końca życia.
Mimo że pani twierdzi inaczej.
W końcu widziała pani jednego autystę.
A ja z takimi argumentami po prostu nie dyskutuję.


środa, 9 lipca 2014

TYM, KTÓRZY WAKACJE SPĘDZAJĄ W MIEŚCIE, RADZĘ JA. CZYLI CZEGO NIE ROBIĆ I CO ROBIĆ NA PLACU ZABAW.



Matki to ekspertki.
Rodzą dzieci i już są specjalistkami.
Od dzieci - wszystkich, od tego, co związane z dziećmi - wszystkimi,
w ogóle od wszystkiego - nawet nie związanego z dziećmi.
Bo urodziły i są matkami.
A to najlepszy argument.

Ja też! Też chcę! Też umiem, też mogę, też wiem.
Wszystko.
Bo jestem matką i kto mi zabroni.

I podzielę się swoją wiedzą radośnie, o tak, żal by było w tajemnicy
prawdy objawione trzymać.
Bo jestem matką.
I wiem lepiej.

Plac zabaw mam w jednym palcu, jakkolwiek to brzmi.

Idziesz.
Ale zanim wyjdziesz zastanów się porządnie.
Zrób plan.
Spisz za i przeciw.
Obejrzyj prognozę.
Nakarm dziecko.
Wysikaj dziecko.
Umyj z grubsza odkryte części dziecka.
Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy.
Spójrz w lustro.
Umyj po łebkach wystające części.
Nie szukaj grzebienia, bo cię noc zastanie.
Jak chłodno - czapka, jak ciepło - palcami przejedź.
Nie zdążyłaś umyć zębów? Już nie zdążysz.
Przypomnij sobie, gdzie dziecko przykleiło wczoraj zużytą gumę
i dlaczego akurat na oparciu nowej kanapy.

Ubierz dziecko adekwatnie.
Do czego?
Do pogody?
Zwariowałaś?
Adekwatnie do innych dzieci na placu.
Bo cię inne matki zlinczują.
Dobra, może nie będzie tak ostro.
Wyguglaj znaczenie słowa ostracyzm.
Skąd masz wiedzieć co będą miały na sobie inne maluchy?
Błagam, trochę kreatywności.
Oj nie chciało się wczoraj, nie chciało zamontować kamer na placu zabaw,
leniwa dziewczynka, fe!
Przypomnij sobie co czytałaś przed chwilą o ostracyzmie.
18 stopni a ty dziecku czapki nie zakładasz?
Jak zobaczysz, że wszystkie mają, to założysz.

Pakuj do torby!
Nie zmieści się?
Do torby powiedziałam, a nie do torebuni.
Nie masz takiej na kółkach?
Widzisz? Jak się dobrze poszuka w piwnicy, to się znajdzie.
Nie... Wcale nie głupio!
Zawsze to pretekst do zagajenia rozmowy.
Wracasz prosto z lotniska.
A że jesteś odpowiedzialną matką, to od razu na spacer,
bo dzień matki i dziecka bez spaceru, to dzień stracony.
Ciężko?
Gdzie tam, mówiłam na kółkach.
Możesz pakować.
Masz już wszystko?
Nie masz racji.

Trzy chrupki, bo inaczej potomek nie zje później obiadu?
Weź cztery, nie, pięć opakowań.
Mówię ci weź!
Tam będą sępy.
Jak cię otoczą, to z walizką daleko nie uciekniesz.
Co z tego, że na kółkach.
Weźmiesz jednak sześć?
Moja szkoła.
Lizaki - ilość hurtowa.
Sok - najlepiej cztery, każdy o innym smaku.
Twoje lubi tylko pomarańczowy?
Jak zobaczy u Hani jabłkowy, to się zacznie jazda.
Sama będziesz piła pomarańczowy matko wyrodna.
Wafle ryżowe.
Syf?
Powiedz to sępom.

Chusteczki higieniczne.
Nie ma kataru?
Nawet jak się rozryczy?
Nie rozryczy się?
Jesteś wróżką i masz na to papier?
To weź chusteczki.
Bo jak rękawem wytrzesz dziecku gluta, to sobie szybko przypomnisz,
co przed wyjściem wyguglałaś.
Starte owoce są zdrowe?
Śmiało, masz walizkę na kółkach, wszystko się zmieści.
Zjesz sama, wafli dla ciebie na bank nie wystarczy.
Pieniądze.
Po co ci kasa na placu?
A kto powiedział, że na placu?
Czeka cię galop do sklepu.
Masz wszystko i nie musisz?
Dobra, to weź jeszcze przenośną lodówkę.
Po co, po co.
W walizce ci lody długo nie wytrzymają.
Czyli bierzesz jednak portfel?
Brawo.

Woda.
Nie pije wody?
Nie szkodzi.
Na placu wyciągnij wodę. I zachęcaj tak, by wszyscy słyszeli.
Twoje macierzyństwo jest świadome.
Soki to ostateczność.
Ostatecznie wyciągnij sok.
Dokładnie taki, jaki pije Hania.
Takiego nie wzięłaś?
Co za wstyd.
Masz pieniądze.
W drogę!
Stop!
O czymś zapomniałaś!
O dziecku.
Ruszajcie razem. Możecie po drodze śpiewać piosenki.
Nie wiem. Szumią jodły na gór szczycie czy coś.
Tylko nie disco polo, nie po to do ciężarnego brzucha
przykładałaś słuchawki z muzyką Mozarta.
Z podskokami bym uważała.
I z walizką.

Dziecko nie chce iść, ale chce sok?
Wyciągnij chusteczki.
A widzisz?
Jesteś przygotowana na wszystko.
Ten podziw w ich oczach, te spojrzenia ze zrozumieniem.
Prawie jak w domu.
I co dalej? Dalej nie masz soku?
Ale masz sześć opakowań chrupek.
Wyjmuj. Po kolei.
Popatrz ile twoje dziecko ma koleżanek i kolegów!
Teraz wafle.
Spójrz ile masz nowych przyjaciółek.
Wszystkie się odchudzają.
No dawaj, gadaj o dietach.
Nieważne, że nic o tym nie wiesz.
Przytakuj, dziw się, wydawaj okrzyki.
Tak, przysięgam, to wystarczy.

Zostaw walizkę.
Nowe przyjaciółki popilnują.
Zostaw!
Szukaj dziecka!
Tam jest!
Poszło żebrać o paluszki.
Pozwól.
Tamto się nażarło waszych chrupek.
Twoje ma prawo pójść i się ślinić.
Wszystko zostanie w rodzinie.

Że już długo?
I jesteś zmęczona?
I obiad?

Cóż, musisz przekonać dziecko.
W atmosferze wzajemnego szacunku.
Żadne tam do domu, bo ja tak mówię!
Jesteś świadomą matką, podążaj za dzieckiem.
Nie chce podążać, a to ci niespodzianka.
Przypomnij sobie wszystkie programy edukacyjne o wychowywaniu dzieci.
Już?
Ok.
To teraz uklęknij przed dzieckiem.
Twoja twarz na wysokości wzroku małego.
W oczach miłość. I szacunek - nie zapominaj!
Teraz możesz zacząć.
Ton wyważony, głos opanowany.
Co zacząć?
Przemowę.
Nie bój nic, krótko będzie.

- W domu mam żelki o smaku coca-coli.

I już możecie wracać.
Bez ryku, pisku i histerii.
Opanuj się, mówię, że bez ryku i histerii.
Wstyd przed dzieckiem.
Blisko masz, dasz radę.
Tak, bez pisku też i nie obchodzi mnie, że to pisk radości.
W domu sobie popiszczysz.

A gdy wróci mąż i popatrzy zdziwiony na drinka w twojej dłoni,
bo dopiero szesnasta, ty popatrz wymownie
na walizkę leżącą na środku przedpokoju
i głosem opanowanym, tonem wyważonym i z szacunkiem we wzroku
wytłumacz, że to gratis.
W samolocie rozdawali.




środa, 2 lipca 2014

JAK I KIEDY UŚWIADOMIĆ DZIECKU, ŻE MA AUTYZM?


- Przebieramy się.
- Ty i ja?
- Tak. W piżamach nie pojedziemy.
- Gdzie? Gdzie jedziemy?
- Na zajęcia do pani Basi.
- Pani Basi?
- Tak.
- Czemu mamo?
- Co tydzień tam jeździmy.
- Tak. Czemu mamo?
- Bo pani Basia lubi się z tobą bawić.
Eee... Yyyy... Robi się gorąco.
- Ja też lubię.
- Cieszę się córeczko.
- Lubię ćwiczyć z panią Basią. Lubię pracować.
Eee... Yyyy... Lubi ćwiczyć i pracować, a ja z zabawą wyjechałam.
- Proszę, daj się uczesać.
- Czemu mamo?
- Nie pojedziesz rozczochrana.
- Czemu?
- Bo ci będą włosy przeszkadzać w zaba... w ćwiczeniach.
- Jakich ćwiczeniach?
Albo Lolek ma zaniki pamięci, albo chce odwrócić uwagę od czesania.
- Z panią Basią. (wdech, wydech).
- Jedziemy do pani Basi?
- Taaak... (wdech)
- Czemu? Czemu jedziemy mamo?
- Bo jeździmy tam (wydech) co tydzień.
- Czemu mamo???

Bo masz autyzm!
I z tego względu podlegasz terapii.
Żeby się nauczyć żyć wśród ludzi, którzy go nie mają.
I nie zwariować.
A jak będziesz wyjątkowo pojętna, to w dniu szóstych urodzin
spakuję ci małą walizeczkę i wyślę do szkoły z internatem.
I będziesz mogła pytać czemu? każdego nauczyciela po kolei.
Codziennie.

- Czemu mamo? Czemu jedziemy?
Wdech, wydech...
- Bo dziś jest wtorek!
- Tak! Jedziemy do pani Basi! Jest przecież wtorek! Jestem gotowa.

Ja natomiast nie.
Ty też nie do końca.
Poczekamy sobie trochę.
Kilka lat.
Na jakiś bardziej sprzyjający moment.
Na jakiś inny wtorek.