poniedziałek, 16 marca 2015
GWIAZDA
Poznaliśmy się w pewnym ośrodku, dzieci na zajęciach, rodzice na korytarzu.
Wiele minut, kwadransów, godzin rozmów.
Może by tak w domu?
U nas.
Może się dzieci nie pozabijają, może się uda pogadać w spokoju, nie, piec nie będę,
herbata, kawa, jakieś ciastka z produkcji masowej.
O której?
A to jak pani odpowiada, a nie, ja się do pani dostosuję, ostatnio nie mogłam, przepraszam,
nic się nie stało, może dziś, jak pani odpowiada, nie mamy żadnych innych planów, terapie?
Przecież mówię, że żadnych planów...
Czy nie będzie przeszkadzać, no... Głupio tak paniać, skoro już w domu, u nas. Nie?
Nie przeszkadza? Kamień z serca. Miło mi.
Kochanie, popatrz, dostałaś kwiaty od kolegi!
Tak możecie rozsypać klocki.
Tamte też.
Którą książkę z półki?
Wszystkie?
Nie ma sprawy.
Zamknąć drzwi?
Jasne. Jak będziecie chcieli jeść albo pić to wołajcie, pa, całuski sto dwa.
- Ja z nim bardzo rzadko do kogoś chodzę. Nie lubi. Trzy lata nie byłam.
- Godzinę się już bawią, chyba jest dobrze.
- Tak, sama jestem zdziwiona.
- Nie słychać wrzasków, może sprawdzę?
- Siedź! Daj im spokój. Sama zajrzę...
- Wygonili mnie.
- To chyba dobrze...
- No pewnie, kawa, herbata, te ciastka nawet niezłe.
Najpierw założyła naszyjnik.
Ten, który dostała pod choinkę i od razu rzuciła z pogardą w kąt.
Bo nie liczy, nie świeci, nie śpiewa, i w ogóle co on może?
Potem przewiesiła przez ramię torebkę.
Tę, którą wyżebrała dwa miesiące temu w sklepie, bo musi mieć, bo to jej marzenie, masthew, musi, musi, musi.
Musi w kąt, niech leży i w oczy nie włazi.
Gdy zaczęła jeździć na hulajnodze, tej, która zbiera kurz od sierpnia, bo nie, nie będzie jeździć, nie chce, nie umie, nie lubi, niech stoi, koniecznie w kącie, nie ruszy, gdy zaczęła zataczać koła z jedną nogą wdzięcznie odgiętą do tyłu i z jednym okiem czujnie, choć równie zalotnie, badającym reakcję chłopca, więc gdy zaczęła te cyrki w pełnym rynsztunku z naszyjnika i torebki odstawiać, zaczęła mi drgać powieka.
I kąciki ust.
A kiedy jej usta rozchyliły się, słowo daję, zalotnie, by wydać dźwięk, przysięgam, zbliżony intonacją i barwą do głosu merlinmonroł, by zapytać "A może chcesz u nas nocować?", drgać zaczął mój brzuch.
- Synku, już późno, idziemy do domu?
- Nie. Jeszcze nie chcę.
Jeszcze nie.
Jeszcze trwa przedstawienie.
Jeszcze się nie umalowała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz