środa, 16 października 2013

PÓŁ ROKU, SZEŚĆ MIESIĘCY, NIBY TO SAMO. NIBY...



Regres trwał prawie 6 miesięcy.
Rozłożonych przeze mnie na tygodnie, dni, godziny, minuty.
Nie potrafiłam złożyć do kupy.
W pół roku.
Rozkładałam na czynniki pierwsze.
Powoli.
Bo Lolek do kupy zebrać się nie chciał.
Choć w każdej kolejnej minucie, godzinie,
każdego następnego dnia, tygodnia,
miałam taką nadzieję.

Miesiące ciągnęły się jak flaki z olejem.
I nic się nie działo.
Kompletnie.

To długo?
Krótko?

Długo, bardzo długo.
A nawet dłużej.

Pół roku mija od rozpoczęcia terapii.
Nie liczyłam minut, godzin, dni.
Tygodnie mknęły jak szalone,
układając się, sama nie wiem kiedy, w miesiące.
By zamknąć się w półroczu.

- Czy dziecko przeniesie z kuchni do pokoju talerz z ciastkiem?
Yyyy, tego, no nie wiem, klocki przeniesie,
klocki nosi stale, stale ma zajęte ręce 2 klockami.
I nosi je z pokoju do pokoju.
I z powrotem.
Nie wiedziałam więc, co odpowiedzieć.
Pół roku temu.

- Nie nia!
Jestem w kuchni i słyszę głos Lolka dobiegający z pokoju.
Wiem, że komunikuje, że jajka znikły z talerza.
Już ich nie ma.
Że zjadł.
Wszystko.
- To przynieś talerz!
Drę się.
Niepotrzebnie, bo Lolek już stoi za moimi plecami,
na palce się wspina, sięga blatu i odstawia naczynie.
Milknę zaskoczona.
- Kuje.
Rzecze Lolek jak gdyby nigdy nic.
I wychodzi.
- To ja dziękuję córeczko.
Odpowiadam automatycznie.
I dopiero potem zaczynam być zdziwiona.
Że Lolek przyniósł, odstawił.
I podziękował...
O matko i córko, podziękował, choć nikt go tego nie uczył.

- No dobrze. Wskazuje palcem. Ale czy patrzy wtedy na panią?
Czy pokazuje również rzeczy, które nie są mu znajome?
Czy chce panią nimi zainteresować?
Czy chce się dowiedzieć co to?
Eeee... Tego... No nie...
Pół roku temu w grę wchodziła tylko jedna odpowiedź.
- Nie.

Sześć miesięcy później sytuacja uległa zmianie.
- Mamo! Mamoooo!!!
Lolek ciągnie mnie za bluzkę, głowę zwraca wysoko,
oczy wlepia w moją twarz.
I drze się.
- Mamo! O!
Podążam wzrokiem za palcem.
- To jest por. Kroję do zupy.
- Pooo.
- Tak, por.
- Kak. Moke.
- Tak, możesz obejrzeć z bliska. Mało tego, dam ci powąchać.
- Kak! Moke, moke!!!
Lolek podskakuje z radości.
Bo matka da pierwszy raz w życiu pora powąchać.


- Czy dziecko obejmuje za szyję, gdy pani nosi na rękach?
Cóż za pytanie?
Oczywiście, że...
Hmmm, po głębszym zastanowieniu i podrapaniu się intensywnie
w czubek głowy:
- Nie. Nie obejmuje. Moje dziecko w życiu nie objęło mnie za szyję.
Pamiętam moje zdziwienie sprzed pół roku.
Gdy uprzytomniłam sobie, że nie.

- Ok, zniosę cię marudo z III piętra, ale trzymaj się za szyję.
Lolek rozumie, bo mądry po mamusi jest.
Łapie za szyję.
Swoją.
- Mojej się trzymaj!
Szybka korekta. Ręce zaplecione wokół mojego karku.
Wyuczone?
Oczywiście.
Ale już nie muszę przypominać.
Dziecko się trzyma.
Gdy biorę na ręce.
Minęło tylko pół roku, a ono załapało.
Zuch!

- Często szereguje?
Bo ja wiem? Zdarza się. Klocki, książki, pionki do gry.
Takie tam.
- Często.
Pół roku temu do mnie dociera, że Lolek nie układa w ramach zabawy.
Szereguje.
W ramach autyzmu.

- Układamy. Jeden prostokąt czerwony, drugi zielony.
I znów czerwony, potem zielony. Teraz sama połóż.
Ćwiczymy sekwencje. Lolek, bystrzacha, łapie szybko.
Jeden taki, następny taki, trzeci jak pierwszy i tak dalej.
Już mam wołać brawo! gdy Lolek zmienia cel zabawy.
Popycha prostokąty.
- Fu, fu, fu.
Przestaję dostrzegać kolorowe figury geometryczne.
Widzę pociąg!
Pociąg wykreowany przez Lolka z kolorowych karteczek.
Teraz to widzę.
Sześć miesięcy po.

- Jak dziecko reaguje na obcych? 
Boi się? Ignoruje? Jak z dalszą rodziną?
Cieszy się na państwa widok?
A dzieci? Jak reaguje na inne dzieci?
No jakby tu... Ten tego...
Wszystko w jednym oprócz radości.
Rodzicom histerii oszczędza, entuzjazmu nie okazuje.
Dalszą rodzinę częstuje atakami paniki,
obcych olewa.
Dzieci znajomych też.
Po całości.

- Kaka! Kaka!!!
Lolek ma łzy szczęścia w oczach, gdy ojciec do domu z pracy wraca.
- Baibiś!
I ojciec wyjścia nie ma, ma za to 5 sekund na skok w domowe ciuchy.
Bo głupio i niewygodnie bawić się w garniturze.
- Pam!
- Tak. Przed nami idzie pan.
- Pami.
- A za nami pani.
- Cześ!
- Miło mi córko, że się z nimi witasz.
- Mi - ooo.
Miło mi, że już umiesz.
Przywitać się?
To też.
Zajebiście mi miło, że ich w ogóle dostrzegasz.


- Od kiedy córka mówi nie? Jakieś inne słowa?
Nie. Mówi tylko nie. Cholera. Od pół roku.
- No to stoimy z mową.
Nie. Leżymy.
Leżymy z mową proszę pani.

- Kaka pupi lake!
- Nie dziś. Dziś już sklepy pozamykane.
- Noch.
- Noc. W nocy sklepy są nieczynne.
- Pi pami.
- Pani ze sklepu już śpi.
- Kak. Aekoko. Koku.
- Jasne, że daleko. Pewnie, że w domku. Przecież nie w sklepie.
- Kaaak...Koku.
Już nie leżymy. Gadamy sobie.
Na siedząco.
Bo przecież gadamy?
Lolek próbuje mówić, ja się staram zrozumieć.
I odpowiedzieć tak, by zrozumiał.
I on rozumie.

Dzisiaj.

Pół roku po.

Czy pół roku to długo, czy krótko?

Krótko.
Albo nawet krócej.

7 komentarzy:

  1. Serce się raduje!!!! Gratulacje wytrwałości i wielkiej walki

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję w imieniu Lolka vel Błyskawicy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Każdy mały sukces to dla was wielki sukces :) Oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Dajecie sobie rade swietnie!! Zuch Lolek!! :) co za postepy!! :) brawo!! :)
    ciesze sie z Wami

    OdpowiedzUsuń
  5. ahhhh smigacie kochana:) to TYLKO pol roku a mala potrafi mowic! Rozumie wiele sytuacji, bawi sie jak inne dzieci... pomysl co bedzie za kolejne pol roku!

    OdpowiedzUsuń
  6. Błyskawica jesteś fantastyczna! Bravo dla Ciebie i rodziców :)
    K.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dumna ciotka e-bobasowa i Olka brawo bije Lolkowi. I czekamy an spotkanie z Wami i spotkanie całej naszej e-bobasowej paczki.
    A

    OdpowiedzUsuń