poniedziałek, 16 grudnia 2013

CZY LOLEK JARZY O CO CHODZI Z CHOINKĄ I MIKOŁAJEM?


Jarzy czy nie jarzy?
Pamięta oświetlone drzewko z tamtego roku, czy nie?
Szoku dostanie jak zobaczy, oleje, pęknie z radości?

Te pytania kłębiły mi się w głowie,
gdy podczas  wizyty w pewnym urzędzie Lolek skierował swe kroki
wprost ku wielkiej błyszczącej choince.

Już miałam otwierać usta i strzelić pogadankę, że to jest choinka,
u nas też będzie, może mniejsza, ale ładniejsza, razem będziemy
wieszać bombki, które najpierw przyniesiemy z piwnicy,
razem będziemy rozplątywać kable z lampkami,
a ja się będę starała nie przeklinać,
razem poszukamy najlepszego miejsca na gałązkach by zawisły tam aniołki,
razem posprzątamy ten bajzel, który po strojeniu sztucznego iglaka
zostanie, i w ogóle razem się tą choinką będziemy cieszyć, gdy...

- Kołaj chosi noci.

Lolek przerywa moje rozmyślania jednym zgrabnym zdaniem.
Wpatrując się intensywnie to w jedną to w drugą bombkę.
Bo jak choinka, to Mikołaj.
A jak Mikołaj, to w nocy.
Phi.


Więc idziemy do piwnicy.
Więc gubię kluczę.
Więc Lolek od razu je znajduje, bo żaden szczegół przed nim nie umknie.
Więc Lolek dźwiga pudełko z czerwonymi bombkami,
bo czerwone to czad,
a ja targam choinkę i resztę.

I dziwię się po powrocie, że mam siłę to wszystko rozpakować.
Że mam siłę między jednym łańcuchem a drugim aniołkiem
wycierać Lolkowi cieknący katar.
Bo alergia.
Bo cuda z piwnicy.
Bo cieknie, leje się i nie zamierza przestać.
Więc nie ustaję w wysiłkach,
z rozpędu wycieram raz nos, raz bombkę i ubieram.
Ubieram choinkę dużo wcześniej niż zwykle.
Dla Lolka.

I czekam po wszystkim na reakcję.
Radość? Zdumienie? E tam?

Porządek.
Porządek przede wszystkim.
Lolek robi porządek.
Na choince.
Od kilku dni.

Najpierw podchodzi wolnym krokiem i omiata wzrokiem moje dzieło.
Potem równie niespiesznie wyciąga rękę.
Wspina się na palce.
Chwyta delikatnie aniołka.
I odwraca go tyłem.
Potem następnego.
I tyłem, tyłem do klienta, frontem do epicentrum choinki.
I kolejnego.
Aż odwróci wszystkie.
Aż będzie porządek.
Aż będzie można cmoknąć z zadowolenia.
I szepnąć błogo:
- O...

Potem zostaje tylko policzenie lampek.
Tak symbolicznie, zgodnie z możliwościami.
- Łaś, ga, ky, keły, pieś, cheś, osiem, niewieć, niesieć.
Ciul z siódemką.
Wśród dziesięciu liczb, które zna Lolek,
nie ma miejsca dla siódemki.
Więc Lolek zgrabnie omija i liczy po swojemu.
- Niesieć!

I znów cmoknięcie.
I znów:
- O...

I tak kilka razy w ciągu dnia.

Więc mam już odpowiedź.
Na pytanie, czy Lolka w ogóle zainteresuje choinka.

Interesuje, jak diabli interesuje.
Ale raczej w szczególe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz