sobota, 23 listopada 2013

MAŁY EGZORCYSTA



- Lolek narysuj coś takiego. O, taki krzyżyk.
Tak jak ja.
Pani psycholog sprawdza jak tam z grafomotoryką.
Czy Lolek potrafi nakreślić dwie przecinające się linie.
Bo rówieśnicy potrafią.
Czas więc sprawdzić.

Lolek w nowym zadaniu sprawdza się świetnie.
Mały krzyżyk, duży krzyż.
Kreski prostopadłe, ukośne, krótkie i długie.
Daje radę.
Jak rówieśnicy.
Z tym krzyżem.


- Co ja dla was mam? Pałeczki!
Proszę, każdy dostanie, nie pchać się.
Bierzemy w rączki i stukamy kijkiem o kijek.
O tak.
W rytm piosenki.

Zajęcia grupowe.
Terapia muzyką, żeby nie powiedzieć kijem.
Albo i dwoma.

Dzieci zachwycone.
Można walić drewnem o drewno
i nikt nie ucisza.
Można stukać do woli i nikt nie zabiera,
nie mówi, że głowa pęka, że małe dziecko u sąsiadki śpi.
Czad.

Lolek wybiera najgrubsze pałki.
Stuka z zapałem.
Przez minutę.
A potem zmienia przeznaczenie prostego instrumentu.
Opiera jeden kijek pionowo o podłogę.
Trzyma mocno by się nie przewrócił.
Drugi przykłada prostopadle dokładnie po środku tego pierwszego.
I nieruchomieje.
Siedzi i trzyma.
Reszta wali.
Lolek siedzi.
Piąstki zaciśnięte na drewnie.
W końcu się odzywa.

- Mamo! Kykyk!

Nie patrzy na mnie.
Pilnuje swojego dzieła.
Krzyżyka pilnuje.
I siedzi z tym krzyżem tak jakby na coś czekał.
Trwa w tym czekaniu.
Cierpliwie.

Być może powinnam potwierdzić, pochwalić,
że ładnie, że krzyż piękny, że super.

Ale ja się jakoś nie mogę odgonić od myśli,
że obraz, który widzę przed sobą,
jest niepełny.
Że czegoś brakuje.

Na przykład czosnku.
I wody święconej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz