środa, 13 sierpnia 2014

O PEWNEJ METODZIE OD CZCI I WIARY ODSĄDZONEJ


Metoda krakowska.
Nie będę jej opisywać.
Nie jestem logopedą, nie zrobię tego dobrze.
Nie będę też przepisywać.
Z Wikipedii.
Taka metoda istnieje.
I budzi wiele kontrowersji.
Bo owszem, dzieci zaczynają mówić.
Ale co to za mowa?
Sztuczna, sztywna, na rozkaz.


- Idziemy daleko?
- Nie tak daleko, kilka bloków dalej.
- Do Michała?
- Tak.
- Ja wiem gdzie mieszka Michał!
- Tak? Gdzie?
- Tam! O tam mieszka! Tam jest jego domek!
- Rzeczywiście, pamięć masz dobrą.
- Z tatą byłam.
- A teraz idziemy wszyscy.
- Idziemy razem, mama, tata i Lolek!
- Tak kochanie.
- Chcę trzymać za rączkę mamę i tatę.
- Dobrze. Ulica jest blisko, tak jest bezpieczniej.
- Ulicą jedzie biały samochód!
- Dlatego trzeba uważać i trzymać się chodnika.
- A tu jest słomka! Ktoś wyrzucił słomkę mamo! Od soczku!
- Nie powinien tego robić, bo śmieci wyrzuca się do...
- Kosza! W kuchni!
- Nie tylko. Śmietniki są też na dworze.
- Tam! Tam jest śmietnik mamo! Obok stoi motocykl, wiesz? Widzisz?
- Widzę.
- Widzisz tato? Motocykl! A tutaj żółte kwiatki. I dmuchawce!
- A pić ci się nie chce?
- Nie. Rower! Rower jedzie! Mamo zobacz! Widzisz tato?
- Tak, widzimy.
- Jedzie tata i dziecko.
- A za nimi chyba mama dziecka.
- Tak? Mama? Dziecka?
- Tak kochanie.
- Dokąd jadą? Którą drogą? W prawo? W lewo?
- Do swojego domu. Prosto.
- Gdzie jest ich dom? Gdzie się wchodzi? Jest winda?


Od kiedy Lolek lata do logopedy?
Od roku i kilku miesięcy.
Kiedy zaczął mówić?
Rok temu.
Jak jest prowadzony?
Świetnie.
Z jakim skutkiem?
Zajebistym.
Jaką metodą?
Krakowską.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz