sobota, 27 września 2014

ZAWARTOŚĆ CUKRU W CUKRZE


Jak ja nie lubiłam tego określenia.
Nawet sobie nim ust nie plamiłam.
Słodka mogła być czekolada.
I cukierki.
Tudzież miód.
Gorzkie, słone, słodkie.
Żarcie.

Ale dziecko?

Dziecko jak dziecko.
Małe, duże, grzeczne, krnąbrne, ładne, brzydkie.
Zasmarkane, czyste, wyjące, śpiące.

Ale słodkie?


- Chcesz jajecznicę?
- Tak! Ale ja ugotujem!

Wyplątuje się z koca.
Szybko, szybko, jeszcze usmażą bez niego.
Podciąga spodnie od piżamy.
W kropki.
- Tu białe, a tu niebieskie, wiesz?
Mała dygresja, ale teraz szybko.
Nogawka przeszkadza.
Poprawić pulchnymi palcami.
Małą dłonią, jeszcze bez wystających kości i żył.
- Mam skarpety.
I wymach nogą.
Żeby udowodnić, że ma.
- Mogę do kuchni?
Bo tam zimne płytki.
Bez skarpet nie da rady.
- Tato! Jeszcze jaaaa!!!
Galop.
Włosy rozwiane.
- Jeszcze stołeeek!!!
Bo te kuchenki takie wysokie.
- Będę mieszać!
A najlepiej się miesza stojąc na stołku.
Pulchną dłonią jeszcze bez widocznych żył.
Z językiem na brodzie.
Z włosami w oczach.
Więc szybko, szybko pulchną ręką.
Odgarnąć. Pomieszać. Schować język.
Wystawić. Zlizać ślinę.
Znów zamieszać.
- Posolim! Musim posolić! Jeszcze sól, tatoooo!
Nie szkodzi. Tata zje.
Nie, kuchenki już nie trzeba.
Bo się nie soli.
Tylko jajka.
Już!
Wzrok roziskrzony, buzia otwarta, kołtun na głowie, nogawka,
tym razem druga, nie daje iść.
Poprawić pulchną dłonią, odgarnąć włosy, jeszcze raz odgarnąć.
- Usmażylim!


W czasach, gdy twierdziłam, że słodki może być tylko cukier,
nie zetknęłam się jeszcze z taką radością.
Z takim szczęściem.
Z taką euforią z powodu jajecznicy.
Własnoręcznie wymieszanej i posolonej jajecznicy.

- Słodziak.
Mówię i patrzę na Dużego.
- Słodziak.
Potwierdza Duży.

I wcale nas nie mdli.
Mimo że to całe siedemnaście kilo.
Czystego cukru.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz