poniedziałek, 26 listopada 2012

PRZEPRASZAM, CZY TU RODZĄ?


Poród, phi, przereklamowana sytuacja.
Wystarczy się odpowiednio przygotować. Dziewięć miesięcy to masa czasu.
Ciągnę Dużego za fraki do szkoły rodzenia.
Oni nam tam wszystko pięknie wytłumaczą.
Tłumaczą nawet piękniej, jesteśmy w siódmym niebie.
Odkrywamy tajemnicę stworzenia. Ważne jest nastawienie!
Istotny brak pośpiechu. Nie wyrywać się z pierwszym skurczem na porodówkę.
Relaks przede wszystkim. Kąpiel, spacer, zakupy, wciągająca lektura.
Już wiem dlaczego kobiety przeżywają takie męczarnie.
W gorącej wodzie kąpane. Jadą do szpitala za prędko.
Włóczą się potem po korytarzach ze zbolałymi minami, sapią nieziemsko, 
klną na czym świat stoi.
Ja jestem mądrzejsza. Przeczekam w zaciszu domowego ogniska. 
Duży będzie mnie masował.Pozapalam aromatyczne świece. 
Sprawdzę wcześniej jakie aromaty nie wywołają u mnie wymiotów.
Wytwornie ma być. Lekko, łatwo i przyjemnie.
Prowadząca zajęcia radzi ułożyć plan porodu.
Układam w mig. Pieczołowicie układam. Jestem niezmiernie z rezultatu zadowolona.

PLAN

1. Termin mam na czwartek. Przesuwam na niedzielę. To taki rodzinny dzień. 
Poza tym Duży jest pod ręką.Tksówką się tłuc nie zamierzam. 
Pojedziemy tam razem i wrócimy razem.
2. W niedzielę odchodzą mi wody. W moim założeniu w wannie podczas kąpieli.
Dywanu mi szkoda.
3. Zjawiamy się w szpitalu. Witają nas z otwartymi ramionami.
4. Hyc na salę porodową.
5. Hop, rodzę.
6. Plum, trzymam w ramionach różowego bobasa.
7. Opuszczamy szpital. Zza ogromnego bukietu szkarłatnych róż nie widać mnie wcale. 
Na każdym płatku kropla rosy. Nie, nie obchodzi mnie jak Duży kwiecie 
zdobędzie nie odstępując mnie na oddziale ani na krok.
8. Żegna nas szpaler położnych w śnieżnobiałych, wykrochmalonych fartuchach. 
Lekarze radośnie wymachują błyszczącymi stetoskopami. Tfu, wziernikami.
9. Po powrocie zasiadamy całą trójką na skórze niedźwiedzia przed kominkiem 
z wesoło trzaskającym ogniem. 


REALIZACJA

1. W piątek zaczynam przeciekać. Duży akurat pół godziny wcześniej wyjeżdża do pracy.
2. Ogarnia mnie pomroczność jasna, nie umiem powiązać faktów. 
W panice dzwonię do położnej i trzęsącym głosem pytam dlaczego przeciekam. 
Odpowiedź, że odchodzą mi wody, rozkładam wielokrotnie na czynniki pierwsze. 
Żeby zrozumieć. 
3. Gdy już do mnie dociera, że to już i że do niedzieli nijak nie wytrzymam, lecę się pluskać w pianie.
4. Pomroczność się przejaśnia. Ogolę się! Na ślepo wycinam takie wzorki, 
że jednak postanawiam wytrzymać do niedzieli. Aż fryzura odrośnie.
5. Skurcze się nasilają, postanawiam jeszcze raz pozawracać gitarę położnej. 
Pyta rzeczowo, czy wybrałam szpital. No drobiazgów się czepia! Zbiegiem okoliczności 
akurat są wolne łóżka w miejscu jej pracy.Prosi bym się nie spieszyła. No ba!
6. Rezygnuję z kupna kiecki, spacer mam w głębokim niepoważaniu, 
żadna książka nie wydaje mi się nad wyraz wciągająca.
7. Wytężam szare komórki, staram się sobie przypomnieć jak Duży ma na imię, 
żeby znaleźć jego numer w książce adresowej w swojej komórce.
8. Duży jedzie. Modlę się, żeby w żaden słup po drodze z nerw nie trzasnął.
9. W drodze do szpitala stwarzam pozory, że sytuacja nie jest na tyle poważna, 
na ile się wydaje. Żeby duży w słup nie trzasnął.
10. Zajeżdżamy z piskiem opon. Duży drze się do każdego, kto stoi mu na drodze: 
Rodzącą wiozę! Co za wstyd...
11. Lekarz dyżurny dobrze wychowany, nie powiem.
Proszę usiąść.
Dziękuję, postoję.
Trudno mi będzie panią na stojąco badać. 
Gdy po badaniu udaje mi się na nogi stanąć (a łatwo nie jest), położna wraz z panem doktorem rozpoczynają dialog.
Duży brzuch.
Nooo...
Urodzi sama?
Nie wiem. Chyba urodzi...
Hmm... Da radę, urodzi. Chyba.
Mam ochotę podskoczyć i  dziarsko zakrzyknąć: Ja tu jestem!
12. 100 pytań do, papierologia, papierologia i jeszcze raz papierologia. Boli coraz bardziej. Boli jak diabli.
13. Nareszcie. W asyście położnej ruszam na piętro. Znów 100 pytań. 
Chcą mnie chyba na kłamstwie przyłapać.
14. Zjawia się Luśka, znajoma położna. Czuję się bezpieczniej.
Pytam kiedy się to skończy. Luśka rozkłada bezradnie ręce. Szlag trafia moje poczucie bezpieczeństwa.
15. Skaczę na piłce. Modlę się, by Duży nie przypomniał sobie o kamerze.
16. Luśka siłą mnie ciągnie do sali porodowej. Moje tłumaczenia, że rezygnuję i wychodzę, przeplatane  gorącymi zapewnieniami o pomyłce, ma gdzieś.
17. Przez następnych kilka godzin powtarzam, że wychodzę jak katarynka. Luśka za każdym razem z lekkim znudzeniem pyta Gdzie będziesz szła?
18. Duży zgodnie z wiedzą wyniesioną ze szkoły rodzenia zapewnia mnie, 
że świetnie mi idzie.Czy ja, do cholery, biorę udział w konkursie na najpiękniejszy haft? 
19.  Luśka prosi bym się nie opierała i podpisała zgodę na cesarskie cięcie. Mam ochotę ją zbluzgać i ucałować równoczesnie. Dlaczego nikt mi nie przypomniał, że istnieje taka ewentualność?
20. Na stole operacyjnym kładę się w poprzek. Na brzuchu. Anestezjolog nie może mnie przekonać do zmiany pozycji. Kusi znieczuleniem. Przynęta połknięta. Obracam się, do dziś nie wiem, jak mi się to udaje.
Lekarz uprzedza, że wkłucie w kręgosłup może boleć. Dobre sobie, a wbijaj pan igłę w oko na żywca, ja rodząca jestem!
21. Po wszystkim przynoszą mi Lolka. Lolek wygląda jak miniatura teściowej. W beciku.
Jakoś mnie to nie śmieszy. Wmawiam sobie, że instynkt macierzyński odezwie się lada moment.
22. Niemiłym akcentem poporodowym okazuje się opuchlizna nóg. Jak już mogę chodzić, skóra na stopach trzeszczy niepokojąco przy każdym kroku. Do domu wracam w japonkach. W lutym.





7 komentarzy:

  1. hehehehe ale się pośmiałam...aż miło poczytać wieczorem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy dialogu lekarz pacjentka popłakałam się ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też miałam łzy w oczach. nie były to łzy szczęścia, oj nie... :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci, ze jestes swietna w opisywaniu swoich przezyc. Poplakalam sie ze smiechu, chociaz sadze, ze Tobie na tamten czas nie bylo do smiechu :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Słodka :).
    Bomba znaczy nie żebym się cieszyła Twoim bólem, ale opis bomba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no hej :D
    sama się wtedy czułam jak bomba. z opóźnionym zapłonem ;)

    OdpowiedzUsuń