Nie wiem, czy po ślubie. Po narodzinach dziecka na pewno.
Kiedyś.
Godzina 20. Noc jest młoda, całe życie przed nami. Spanie to nuda.
Szkoda czasu na głupoty. Byle z dala od domu.
Rano się będziemy martwić, kawą ratować, nosem w pracy podpierać.
Byle do wieczora. Wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa.
Dziś.
Godzina 20. Lolek w końcu zasnął. Opierał się długo i skutecznie.
Noc jest jeszcze młoda. Co można zrobić z tak pięknie zapowiadającym się wieczorem?
Każda komórka ciała krzyczy: Spać, spać, spać!
No nieeee... O dwudziestej?
Wyjść nie można, Lolek sam nie zostanie.
Jeszcze tylko kilkanaście lat i zaszalejemy poza domem.
Tymczasem może jakiś film? Nie, dramat psychologiczny odpada,
horrory nie na moje matczyne, skołatane nerwy.
Lekka komedia? Duży się zgadza. Mam niejasne wrażenie graniczące z pewnością,
że zgodziłby się w tym momencie nawet na trzygodzinny blok reklamowy.
I udawałby, że trzyma go to w napięciu.
Byle siedzieć, nie ruszać się.
Kładę się na kanapie, wyciągam nogi, opieram je o kolana Dużego.
Duży otacza moje łydki swoim przedramieniem, delikatnie i z dużym wyczuciem.
Zaczyna się miarowo kołysać. Głaszcze moją stopę.
Gdy intonuje półgłosem Aaa, kotki dwa zaczynam mu wtórować.
Gdy on zapamiętale lula moją nogę, ja wtulam się w pieluchę tetrową,
miziam się po twarzy.
Jest mi dobrze.
O telewizji żadne z nas nie myśli.
Ba! Żadne z nas nie myśli w ogóle.
Chwilo trwaj. Jesteś piękna.
Skąd ja to znam...?
OdpowiedzUsuń