poniedziałek, 18 lutego 2013
DOBRA MATKA TO CZUJNA MATKA
Jestem czujna. Od 2 lat.
Zwłaszcza w nocy.
Oraz w czasie dziennej drzemki dziecięcia.
Lolek śpi, ja nasłuchuję.
Płacze - lecę, okrywam, smoczka zagubionego w splątanej fryzurze szukam.
Znajduję, zatykam, wychodzę ostrożnie. Oddychać zaczynam w przedpokoju.
I znów czuwam. W napięciu.
Nie gadaj, że jesteś zmęczona.
Dziecko przecież też człowiek,
zdarza się, że śpi, możesz odpocząć.
Jasne.
Próbuję, a gdzieżby inaczej.
Na próbach się kończy.
Od 2 lat sypiam kiepsko.
Noc z 4 pobudkami to nie noc.
Pierwszy jęk, próbuję olać.
Olewam przez 10 minut do momentu, kiedy do jęku
dochodzi kopanie w szczebelki łóżeczka.
Walenie ręką i nogą przybiera na sile.
Ja przybieram pozycję obronną - odwracam się na drugi bok.
A przeczekam, a nie dam się!
Przeczekuję kolejne 10 minut.
Szczeble posłania w zależności od miejsca przywalenia małą kończyną
wydają różne dźwięki.
Nie widzę Lolka, ale wiem, że jest wyraźnie tym zafascynowany.
Wali zawzięcie. Końca nie widać, a raczej nie słychać.
Moje olewanie traci impet.
Powoli wysuwam stopę spod kołdry.
Liczę, że zanim odkryję kolano, zapanuje cisza.
Liczę na cud.
Gdy do walenia dochodzą bliżej niezidentyfikowane odgłosy,
wiem, że się przeliczyłam.
Wstaję.
Nie jestem pierwsza.
Lolek już stoi. Właściwie wisi przechylony o balustradę.
Zgrabnie balansuje na jednej nodze.
Opiera się na jednej ręce, w drugiej smok.
Hop do dzioba, hop z dzioba. Zabawa przednia.
O drugiej w nocy.
Nie podzielam radości mojego dziecka.
Podchodzę, kładę, smok ląduje na miejscu, czyli w paszczy.
Przykrywam.
Cisza. Kładę się.
Cisza.
Otulam rozbudzone ciało kołdrą.
Cisza, cisza, cisza.
Najdelikatniej jak potrafię, za pomocą kocich ruchów,
odwracam się do ściany.
Jęk, walenie, jęk, hop, hop, smoczek na dywanie, ryk.
Wstaję, bluzgam w myślach, smok w otwór gębowy, Lolek w pozycji horyzontalnej,
koc, kocie ruchy, kołdra.
Ryk, jęk, hop.
I tak do trzeciej.
Czujna jestem. Zasnąć nie mogę do 4.30.
O 6 zaczynamy dzień.
Od 6 modlę się, by południe nadeszło jak najszybciej.
By Lolek udał się na dzienną drzemkę jak najprędzej.
Bo kawa nie pomaga.
Bo chcę mieć chwilę spokoju.
Dwunasta. Lolek pada.
Z kocem na głowie i prawą nogą wystającą spośród szczebli.
Nie poprawiam. Boję się, że obudzę potwora.
Mam czas dla siebie.
Czas wypełniony czuwaniem.
Jęk.
Lolek? Sąsiad z góry?
Sprawdzę. Lecę.
Do pokoju Lolka, nie do sąsiada.
Koc na głowie, noga zwisa, uf.
Wracam by delektować się błogą ciszą.
Nie na długo.
Miauk.
Lolek? Koty pod balkonem?
Olać koty. Lolek się pod kocem dusi.
Jestem matką, wiem takie rzeczy.
Biegnę.
Lolek w jednym końcu łóżeczka, koc w drugim.
Zwisa ręka, dziecię pochrapuje.
Uf. Niech śpi dziecina, niech śpi.
Wycofuję się na palcach i obiecuję sobie, że już nie będę
galopować w tę i nazad po chałupie, bo w końcu rzeczywiście dziecko obudzę.
Rumor.
No nie! Lolek na pewno wypadł z łóżka!
Pędzę.
Zwisa ręka, zwisa noga, Lolek miarowo posapuje.
Przez sen.
Aha, to u sąsiada.
Muszę wyluzować.
Siądę, posiedzę, odpocznę.
Siadam na gumowej kaczuszce. Piszczącej.
Ryk. Ryk Lolka.
Chciałam, to mam. Obudziłam dziecko.
Sama nie odpoczęłam. Jakoś bieganie z pokoju do pokoju
nie jest najlepszą formą relaksu.
W weekend odsapnę.
Duży ma wolne.
On będzie czuwał.
Duży ma w nosie czuwanie.
Dziecko śpi, on idzie w jego ślady.
No dobra.
Poczytam.
Jak mam do cholery czytać, gdy dziecko zawodzi?!
Zrywam się. Omijam zręcznie porozrzucane po dywanie zabawki.
W szczególności uważam na kaczuszkę.
Tak na wszelki wypadek.
Duży łapie mnie za nogawkę spodni w ostatnim momencie.
Gdy już jestem w progu.
Postanowiłaś pobiegać?
Pyta i przeciera zaspane oczy.
Lolek płacze! Nie słyszysz???
Ach, ci mężczyźni. Patrzę na Dużego z wyrzutem, a jedną stopą wkraczam w odmęty
przedpokoju. Żeby nie tracić czasu na czcze gadanie.
Słyszę. Ale to u mnie w brzuchu.
Zgłodniałem. Dobrze, że jesteś czujna.
Jak już wstałaś, to może byśmy obiad zjedli?
Poodpoczywane.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
U nas mała przestała się tak wiercić w nocy i zaczęła lepiej sypiać jak zabraliśmy jej "szczebelkowe łóżeczko"...wcześniej było identycznie!
OdpowiedzUsuńK.
oprócz drewnianego mamy jeszcze łóżeczko turystyczne. siłą rzeczy walić w szczeble się nie da. można jednak pół nocy szurać kończynami i baniaczkiem po brezencie :P do szału doprowadza w podobnym stopniu jak kopanie w drewno.
UsuńMy naszą umieściliśmy ostatecznie na materacu podłogowym - szeroki, wygodny,nie boję się, że spadnie. Dziecko bardzo zadowolone :) No i jakoś śpi spokojniej...
OdpowiedzUsuńK.