środa, 20 lutego 2013

W MOIM MAGICZNYM DOMU


W moim magicznym domu 
wszystko się zdarzyć może. 
Same zmyślają się historie, 
sam się rozgryza orzech. 
W moim magicznym domu. 
ciepło jest i bezpiecznie. 
Gościu znużony, gościu znudzony,
jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony, 
zajrzyj tu do nas koniecznie. 

Słowa nastrojowej piosenki Hanny Banaszak
tłuką mi się po głowie bardzo często.
Tłucze się melodia.
Podśpiewuję dopóki Duży nie zauważy z przekąsem, 
bym się wzięła lepiej za fałszowanie pieniędzy.
Z dużym naciskiem na fałszowanie, z trochę mniejszym na pieniądze.

Pieniądze ponoć szczęścia nie dają.
Kłóciłabym się.
Gdybym miała z kim.
Większość uważa, że dają.
Że ułatwiają.
I to jak.


W moim magicznym domu,
który nie jest mój, historie zmyślam ja. Namiętnie.
Myśl krąży wokół własnego lokum.
Własnej łazienki, kuchni, balkonu.
Bo własne lokum bez balkonu się nie liczy.
Ja nie liczę na swe niespożyte siły i chęć spacerowania z rozwrzeszczanym 
Lolkiem. A tak, hyc na balkon. Niech dziecko ochłonie na świeżym
powietrzu. A i matka się nie zmęczy.
Nie musiałabym patrzeć na kafle w łazience w kolorze
nieprzypominającym żadnego koloru.
W łazience, która nie zasługuje na miano łazienki.
Wannę można pomylić z brodzikiem,
zlewu nie da się z niczym pomylić, bo go nie ma.
Bo nie ma miejsca.
Klapa od sedesu razi neonową zielenią.
Obok wanny.
Nie chcę już stać pod łazienką i drzeć się na Dużego:
Wyłaź, bo mi pęcherz pęknie! Ogolisz się w kuchni!
Chcę mieć łazienkę z prawdziwego zdarzenia.
I toaletę.
OSOBNO.
Czy ja tak dużo wymagam?


W moim magicznym domu, który nie jest mój,
orzech się sam nie rozgryza.
Rozpada się na części pod naciskiem dziadka.
Do orzechów, oczywiście.
Dziadkiem operuję ja, męczę się, dziadek ledwo zipie.
Sapię przy kuchennym blacie pod oknem.
Łupiny malowniczo rozpryskują się po przedpokoju.
Taką mam dużą kuchnię.
Która nie jest moja.
Gdyby drzwi wejściowe w czasie operacji orzech były otwarte, łupiny lądowałyby na klatce.
Taki mam duży przedpokój.
Który nie jest mój.


Gość znudzony tudzież znużony nie ma czego szukać
w mojej magicznej kryjówce.
Która nie jest, bla, bla, bla.
Bo meblościanka z lat 70., która z niejednego pieca chleb jadła,
wątpliwą atrakcją jest.
Bo na starej wersalce trudno wysiedzieć.
Bo sprężyny jeszcze starsze.
Bo linoleum będące hitem za czasów Gierka,
dawno przestało być przebojem.
Bo dywan nigdy, ale to nigdy, nie miał nic wspólnego z miłym dla oka
elementem wystroju wnętrz. Gustownych wnętrz.
Bo żebym nie wiem ile na szmacie latała,
pałacu z magicznej chałupy nie zrobię. 


Istnieje jednak jakaś resztka sprawiedliwości na tym świecie.
Niedługo żegnam się z chałupą, która moją nie jest.
Na zawsze.
Na swoje idę. Co tam idę, pędzę w podskokach.
By wkroczyć z dumnie podniesionym czołem w swoje progi.
By przejść się po swojej podłodze.
By otumaniona szczęściem spędzić 2 pierwsze noce w swojej kuchni, 
a 2 następne w łazience czule tuląc się do terakoty. Mojej terakoty.
Z nocowaniem na balkonie poczekam do późnej wiosny
bądź wczesnego lata.
Nie będę się przytulać do terakoty, mojej terakoty, z zapaleniem płuc.
Jeszcze nie zwariowałam. Do końca...

I wtedy przyjdzie pora na sen we własnym, dużym łóżku.
I wtedy nadejdzie czas na upychanie ciuchów 
i bielizny pościelowej we własnej przestronnej szafie.
Trzydrzwiowej. Czterodrzwiowej. Z lustrem.
Z litego dębu.
I wtedy przetrzepię pusty portfel.
Potem walnę głową w glazurę. Moją glazurę.
W przestronnej łazience.
A następnie zacznę rozpaczliwie wydzwaniać po znajomych.
Może ktoś ma zapomnianą wersalkę w piwnicy.
To nic, że sprężyny stare.
Moja terakota taka chłodna.
Moje kości takie stare.
Może i da się wyżebrać meblościankę.
Może być bez uchwytów.
Może być z lat 60.
A jak mi się już uda te cuda wtachać na trzecie piętro
i nie umrzeć na progu mieszkania, 
tylko mojego mieszkania, 
to w końcu poczuję się jak w domu.
W moim, tylko moim, magicznym domu.


Tylko w łazience odpicowanej na bardzo wysoki i nowoczesny 
połysk będę się czuła jakoś obco...

5 komentarzy:

  1. Jeśli to realna przeprowadzka to gratuluję nowej chałupki :)
    Nie ma jak na swoim.
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. tylko jakoś graty przetransportować trzeba. Dużemu w kręgosłupie coś strzyka, ja nie mogę nosić, a koszt wynajęcia odpowiedniej firmy, która to przewiezie i wniesie, to nowa porządna komoda. czarno widzę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewentualnie rodzina jeśli jest gdzieś w pobliżu to może pomóc...albo, nie... WIEM!
    Ta sąsiadka, która chce wszystko wiedzieć na 100% będzie chciała pomóc :D
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sąsiadka po operacji, o której opowiada z zapałem (i ze szczegółami) za każdym razem, gdy mnie "przytnie" na klatce schodowej;) więc odpada :P

      Usuń
  4. Maja ciągle trzymam kciuki!! A w pisaniu B0SKOŚĆ!
    Agata

    OdpowiedzUsuń