poniedziałek, 25 lutego 2013

RUSZAMY NA WOJNĘ


W zasadzie ja ruszam. Duży wybiera się do sklepu.
Żeby wybierać meble. I farbę.
Wiem, że łatwo nie będzie.
On wskaże palcem, ja palcem puknę się w czoło.
Ja się zdecyduję, on ostentacyjnie odwróci się na pięcie.
Dojście do porozumienia nie będzie sprawą prostą.
Aczkolwiek musi do tego dojść.
Mieszkanie jedno, lokatorów trzech,
z czego Lolek na razie pozbawiony prawa głosu.

Gdy Polka wybiera buty, bierze pod uwagę kilka aspektów.
Polka zarabiająca średnio. Albo jeszcze mniej.
Mają być wygodne. Eleganckie. Miękkie.
Ze zgrabnymi, wąskimi noskami. Przydałby się luz w palcach.
Ciepłe, bo zima. Przewiewne, bo lato.
Obcas wyważony, bo lód na chodnikach.
Bo piach na plaży.
Kolor ma pasować do wszystkiego.
Ale ma być też oryginalny.
Żeby Halince oko zbielało.
Ma się w nich dobrze biegać.
Mają się świetnie prezentować na czerwonym dywanie.
Słowem obuwie idealne.
Na każdą pogodę, na wszelaką okoliczność.

Ja jestem Polką, która szuka idealnej kanapy.
W miarę taniej. Miłej w dotyku.
Nie, sztruks i aksamit odpada. Się przetrze i co wtedy zrobię?
Skóra? Droga i mało przytulna.
Skóropodobna? Popęka.
Gruby splot? Cudo. Wylej jednak na to cudo zupę,
to cudem na zawsze być przestanie.
Jasna? Nie ma mowy. Bo Lolek.
Ciemna? Smutna.
Wzorek? Jak u cioci na imieninach.
Gładka? Nuda.
Rozkładana do przodu. To jest pomysł!
Nie, za nisko, Duży się nie wygrzebie.
Jest wyższa! Wygodna! Tylko brzydka.

Proszę cię, weźmy tę. Ładna, wygodna,
do przodu rozkładana, nie jesteś zgrzybiałym starcem, wcale nie jest nisko.
Duży zastyga nad sofą, marszczy czoło myśli.
Na ratunek rusza ekspedientka.
Mebel idealnie nadaje się do salonu. Ostatni krzyk mody,
szeroki wybór tkanin. Jak się usiądzie, to się wstawać nie chce.
Kobieta recytuje jednym tchem. Przerywa na moment,
by zaczerpnąć powietrza.
Wchodzę jej w słowo.
Czy śpi się równie komfortowo?
Wpatruję się z napięciem w jej twarz. Niech odpowie twierdząco,
niech się pozachwyca, może Duży też się zachwyci,
może dojdziemy do porozumienia.
Sofa posiada funkcję spania. OKAZJONALNEGO.
Pani podkreśla ostatnie słowo.
Ja przekreślam szanse na nabycie mebla.
Od 2 lat śpię okazjonalnie. Wtedy kiedy mi dziecko pozwoli.
Okazjonalnie to jednak nie znaczy, że zasypiam raz na tydzień.
Śpię, o zgrozo, codziennie!

Chodź, wybierzemy kolor farby.
Duży z ochotą opuszcza dział ze sprzętami tapicerowanymi.
Odsuwa problem. Ma dość kanap, narożników, sof i innych wersalek.
Zaczyna nade mną wisieć widmo karimaty malowniczo
rozłożonej na twardych panelach.
Dobrze. Wybierzmy farbę.
Godzę się szybko. Może Duży ochłonie.
Może nazajutrz wybierzemy coś do spania.
Ładnego, wygodnego, taniego.
Sama nie wierzę w to, co myślę.

Patrz! Jaka piękna barwa! Wino z Cordoby!
Wzroku nie mogę od próbki odczepić.
Daj spokój. Zbyt kobiece. A ja jestem mężczyzną.
I też będę tam mieszkał.
Burza mózgu. Jednego mózgu. Mojego.
A jakby na tle wina powiesić skrzyżowane szable?
Czy będzie wystarczająco męsko?
Lepsza by była zbroja...
Mroźna pralina, podoba mi się.
Duży przerywa marzenia o męskim winie.
Przytłaczające - kwituję.
Oczy same wracają do przydymionej czerwieni.
E tam. Na drugiej ścianie ciepłe kakao i będzie bosko!
Dużemu błyszczy oko.
Jasne. Kupmy jeszcze brązowy dywan, brunatny żyrandol,
rolety w apetycznej barwie spienionej latte,
a na środku postawmy spiżowy dzwon.
Wszystko będzie pasowało jak ta lala.

Zostaw. Chodź. Pooglądajmy meble dla Lolka.
Ciągnę Dużego za rękaw.
Tym razem ja muszę ochłonąć, odpocząć, pomyśleć o czymś innym.
Do farb wrócimy kiedy indziej.
Zaraz potem, gdy wybierzemy kanapę.
Czyli nigdy - słyszę w głowie własny głos. Złośliwy głos.

Te będą dobre. Przestronna szafa, duża komoda,
łóżko. Jasne, nie infantylne, porządnie wykonane.
Mówię bez zapału. Nie patrzę na Dużego.
Zapewne stanie okoniem, zapewne przejdziemy do działu z żyrandolami.
Żeby ochłonąć.
A ja już kroku nie zrobię. Nie mam siły.
Ani na żyrandole, ani na przejście.
Marzę by się położyć na łóżku. Młodzieżowym.
Bądź na dużej komodzie. I leżeć do zamknięcia sklepu.
Może ochłonę.
Świetny wybór.
To chyba jakiś żart. Duży nie kręci nosem.
Zgadza się ze mną. Gdzie jest haczyk?
Podoba ci się i szafa i komoda i łóżko?
Upewniam się.
Tak.
Duży ceni konkret. Nie tłumaczy dlaczego.
Bierzemy.

Odzyskuję wigor. Uśmiecham się szeroko.
Umysł zaczyna działać jak żyleta.
Łączę fakty, planuję, analizuję.
Nie, nie wrócę do kanap, do farb, nie będę sobie psuć humoru.
Kiedy nie ma wyjścia, trzeba szukać innych dojść.
Znajduję.

Lolek będzie spał w starym łóżeczku szczebelkowym.
Bo za mały na młodzieżowe.
Na młodzieżowym Duży. Bo za stary na szczebelkowe.
Ja sobie uwiję gniazdko w łóżeczku turystycznym.
I problem spania będziemy mieć rozwiązany.
W szafie z różowymi lampasami powiesimy garnitury Dużego.
W komodzie zmieszczą się majtki moje i Lolka.
Bez żyrandola da się przeżyć.
Jakiś rok.

Przez jakiś rok przemęczymy się wszyscy w pokoju dziecięcym.
Przez jakiś rok będziemy zacieśniać więzy rodzinne.
I testować kolekcję mebli młodzieżowych.
Przez rok będziemy wynajmować salon.
Co miesiąc będziemy pobierać opłatę.
Słoną opłatę.

Bo przecież musimy nazbierać na sofę.
Wygodną i wysoką sofę dla Dużego.
W kolorze mroźnej praliny. Bo to podobno takie męskie.
Pozwolę mu spać w zbroi. I wbijać szable gdzie się da.

Musi nam wystarczyć również na kanapę.
Gustowną i miękką kanapę. Dla mnie.
W kolorze przydymionej czerwieni.
Duży nie będzie miał pretensji, gdy będę z gwinta piła wino.
I rozlewała gdzie się da.
Bardzo drogie wino.
Bardzo babskie wino.
Wino z Cordoby, jakżeby inaczej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz