niedziela, 8 września 2013
CZY NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO?
E tam.
Na początku był wrzask.
A ja musiałam się domyślać co oznacza.
Potem pojawiło się słowo.
Długo wyczekiwane.
Mama.
Lolek odkrył słowo, wydał je z siebie.
I stop.
Znów wrzask.
Z drugiego pokoju.
Lub z kuchni.
- Yyyyy! Aaaaa!
Tak dobrze córko nie ma.
Za długo stałaś w miejscu.
Możesz teraz iść.
Wiem, że umiesz.
- Zawołaj mnie. Inaczej nie przyjdę.
Nie ruszam się z kanapy.
Nie reaguję na krzyk.
Czekam.
- Yyyy!
Palcem nie kiwam.
Ruszam za to językiem.
Dość niemrawo.
- Zawołaj.
Twardym trzeba być.
- U huuu!
Chciałam, to mam.
Czy rzucam się do pokoju dziecinnego szczupakiem?
Bo Lolek woła?
Nie.
Ja, wyrodna, dalej siedzę.
Nie sprecyzowałam polecenia.
Poprawiam się więc.
- Zawołaj mama. To przyjdę.
I czekam.
Na kanapie.
Cisza.
Cisza.
I cisza.
Podnoszę się powoli.
- Mama!
Ruszam szybciej.
Lecę.
Do Lolka.
Bo przecież zawołał.
Tak jak chciałam.
Chciałam, to teraz mam.
Mama!
Mam to mama po 100 razy dziennie.
Wykrzyczane ile sił w płucach.
Mało mi.
Chcę więcej.
- Słucham córeczko? Czego chcesz?
A nogi wbite w dywan.
- Mama!
Stoję.
Bo nie chcę, żeby Lolek stał.
Ma ruszyć.
Dlatego ja się nie ruszam.
- Powiedz mama chodź! I przyjdę natychmiast.
Zawołaj.
Cisza.
Cisza.
I cisza.
- Mama... Choś.
-Idę córeczko, idę.
Chciałam, mam.
Mama choś dźwięczy mi w uszach kilkadziesiąt razy dziennie.
Lubię ten dźwięk.
Lubię, gdy Lolek woła.
Lubię iść, gdy woła.
Co teraz?
Co dalej?
By nie stanąć w miejscu?
Gdzie mam się zatrzymać, by Lolek ruszył?
Kiedy?
A dzisiejszego poranka.
A przy drzwiach balkonowych.
Przy szybie, którą drobnymi krokami przemierza mucha.
Przy Lolku, który z uwagą muchę obserwuje.
I jeszcze uważniej ściska w dłoniach łapkę.
Na muchy.
Stoję zatem bez ruchu.
Czekając, co zrobi Lolek.
Obserwując, czy się ruszy.
Stoję i czekam.
I patrzę jak Lolek łapkę na muchy unosi.
Jak w muchę celuje.
Jak się stara.
I słyszę.
Jak Lolek mówi:
- Muka. Choś! Choś!
A mucha wędruje po łapce, po szybie, po łapce i znów po szybie.
A Lolek się cieszy.
Nie ruszam się, by muchy nie spłoszyć.
I nie rozproszyć uwagi Lolka.
Która skupiona jest na musze, na łapce i po chwili na mnie.
- Muka, chośśś!!! Mama! Muka!
Widzę mukę. Słyszę choś.
Myślę.
Myślę, że Lolek idzie.
Siedząc na dywanie.
Jakkolwiek to brzmi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
cudnie, gratulacje !!!!
OdpowiedzUsuńZdolna bestyja z naszego Lolka. Oj coraz więcej coraz więcej ale w miarę jedzenia Ci apetyt rośnie co?? Oj już nie długo za mały "żołądek" będziesz miała. Lolek brawo brawo.
OdpowiedzUsuńA
oczywiście, że chcę więcej! i więcej, więcej... takam łakoma, o :P
Usuń