niedziela, 1 września 2013

JAK SIĘ ZWRACAĆ DO SWOJEGO DZIECKA


Po imieniu.
Niby proste.
Niby.

Rok temu zwracałam się po imieniu i zwracałam,
a moje dziecko posiadające imię w nosie miało
moje zwracanie.
W nosie miało wszelkie zdrobnienia, zgrubienia,
ton odpowiedni, mniej odpowiedni,
głos podniesiony, szept.
W nosie.

Potrafiłam stać na przeciwko, z boku, z tyłu
i wołać.
Długo tak potrafiłam.
Wymieniać to imię tak pieczołowicie wybrane.
Powtarzać i powtarzać.
Kierować do dziecka, któremu to imię wybrałam.
I nic.
Brak odzewu.
Głowa schylona.
Głowa odwrócona.
Głowa podniesiona.
I nic.
Nic więcej.

Nie ja pierwsza.
Inni też wołali.
W nieskończoność.
Z podobnym skutkiem.
Dziecko jest głuche.
Tak najczęściej myśleli inni.
Bo nie reaguje.
Pewnie nie słyszy.

Ja byłam pewna, że słyszy.
Wiedziałam, że Lolek głuchy nie jest.
Wiedziałam, że to kolejny symptom.
Niepokojący?
Nie.
Straszny.

Kolejny, bo wcześniej sprawdziłam palec.
Lolkowy.
Którym Lolek nie miał zamiaru wskazywać.
No nie miał zamiaru palcem kiwnąć
i to właśnie wzbudziło mój niepokój.
A potem strach.
Bo imię.
Zbędne.
Lolkowi.

Głowa schylona.
- Pola. Pola! Pola...
Nic.
- Popatrz, co ja mam!
Szybki ruch szyi.
A w oczach:
- No co? Co masz? Co masz dla mnie?

- Pola!
Żadnego ruchu.

Czas zmienić imię.
Na Cojamam.
Albo zdiagnozować.

Imienia nie zmieniłam.
Zdiagnozowałam.
Zmieniło się wiele.
Imię zostało.
I czekało sobie na lepsze czasy.


- Ola chodź! Chooodź Ola!
Czteroletni chłopiec woła moją córkę.
Kilka dni temu.
Córka natychmiast podnosi głowę znad wiaderka z piachem.
Patrzy na chłopca.
Przysięgłabym, że w jej oczach gwałtownie rozbłysło rozdrażnienie.
- Olaaaa!!!

Otrzepanie rąk.
Bo piach.
Jedna noga za barierką.
Bo się tupnąć głośno w piaskownicy nie da.
A tupnąć trzeba.
W ramach protestu.
Druga noga.
Szybko.
Tupnięcie.
I wrzask.
Przysięgłabym, że ze złością.

- Połka! Połkaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

Dziś moje dziecko reaguje na imię.
Nawet nie swoje.
Dziś moje dziecko jest w stanie skorygować czyjąś pomyłkę.
Dotyczącą jego imienia.

Dziś moje dziecko samo o sobie wyraźnie mówi Połka.

I tego samego wymaga od innych.

Przysięgam.




3 komentarze:

  1. nie wiesz jak mnie to cieszy a zarazem śmieszy. Mimo że was nie znam wyobraziłam sobie Polę tupiącą i krzyczącą.
    Ten wasz dywan zbliża się nieubłaganie:P
    Powodzenia
    EWa

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny!!!
    Wy nie idziecie, Wy biegniecie po tym czerwonym dywanie i to tok głośno, że aż Was w Łodzi słychać i zapewne w wielu, wielu dalszych zakątkach tego globu też!!!! Superowo. To nam mamo Lolka pisz. Na taki scenariusz wszyscy czekaliśmy i chcemy czytać, czytać, czytać ;-)

    UZALEŻNIONA OD TWOJEGO BLOGA ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. nasze życie staje się trochę łatwiejsze odkąd Lolek odkrył uroki komunikowania się za pomocą słów. jest ich na razie niewiele, ale od czegoś trzeba zacząć. mogę już ze swym dzieckiem dialogi prowadzić. w końcu...
    - kto porozwalał klocki po całym pokoju? i przedpokoju? i łazience??? i...
    - Połka!
    co racja, to racja :P

    OdpowiedzUsuń