poniedziałek, 30 września 2013

KAŻDE DZIECKO MUSI DOJRZEĆ



Albo:
Każde dziecko rozwija się w swoim tempie.

To słyszałam najczęściej, gdy się zaczęło.
Gdy to się zaczęło ujawniać.
Kiedy zaczęło wychodzić na światło dzienne.
I gdy dawało dać znać również w nocy.
I kiedy poza tym przestałam cokolwiek widzieć.
Bo nic innego nie dawało się zobaczyć.

Widać było tylko autyzm.
I nic poza tym.

Daj mu czas. Dojrzeje. Dorośnie.
Daj czas. Daj spokój.

Dałam ten czas.
Całe 5 miesięcy dałam.
Czekałam.
Aż dorośnie.
I dojrzeje.
Do tego, tamtego, owego, wszystkiego.
I czekałam.
Bez spokoju.
Z nerwami na wierzchu.
W dzień i w nocy.
Przez całe 5 miesięcy.

I w końcu dałam sobie spokój.
Z tym czekaniem.
Na cud.
Na to, że samo załapie.
Bo moje dziecko dało sobie spokój ze wszystkim.
Z wydawaniem dźwięków,
z reagowaniem na imię,
z chlapaniem się w kąpieli,
z naśladowaniem,
z...

Dużo było tego "z..."
Za dużo jak dla mnie.
Skończyła się moja cierpliwość,
zaczęło działanie.

Dziś Lolek to nadal Lolek.
Tylko, że dorósł, dojrzał, załapał.
Brnie, idzie, pędzi swoim tempem.
Wreszcie.
Wreszcie jest ruch.
A nie stagnacja.
I uwstecznianie się.

Nie miałam wyjścia, znalazłam dojście.
Terapia taka, śmaka, owaka.
By pomóc.
W tym dorastaniu.
W swoim tempie.

Pomogło.

Czy chciałabym szybciej, więcej, zaraz, teraz, natychmiast?

Nie.
Bo jednak Lolek ma to swoje tempo.
Właściwe tylko jemu.
Dość specyficzne.
Czasem długo dojrzewa.
A ja nie poganiam.
Bo znam Lolka.

Który pierwsze kroki postawił miesiąc po swoich pierwszych urodzinach.
I stop.
Kolejne odważył się zrobić dopiero po 2 miesiącach.
Dojrzał do decyzji by poruszać się w pionie.
Dwa miesiące dojrzewał.

Znam Lolka, który miesiąc przed 2 urodzinami
chwycił w końcu w dłonie flachę z mlekiem.
Pierwszy raz.
I stop.
I dwa kolejne miesiące do ręki tej butli nie wziął.
By w końcu się przemóc, chwycić i pociągnąć.
Mleko.
Samodzielnie.
Z butelki ze smoczkiem.
Bez moje pomocy.
Bo dojrzał.

Znam Lolka, który zafascynowany grającą zabawką,
odnalazł czerwony guzik.
I wcisnął.
Sam.
I zagrało.
Bo Lolek nacisnął tam gdzie trzeba.
I stop.
I następne pół roku ryku,
bo zabawka ma grać,
a nie wiadomo co zrobić, nacisnąć, potrząsnąć, przywalić.
No nie wiadomo.
By po 6 miesiącach po prostu wcisnąć guzik.
Ten sam.
Czerwony.
By dorosnąć do wciśnięcia tego guzika.

Zatem przyznaję, jest coś w tym banalnym musi dorosnąć.
Jest.
Jest coś takiego w Lolku,
co nie pozwala mu lecieć na łeb na szyję.
Co każe mu się wgłębić w temat.
Choćby to miało trwać kilka miechów.
Lolek musi czasem przetrawić.
Przespać się z tym.
Raz, drugi, tysięczny.

Kilka miesięcy temu Lolek dobrowolnie usiadł na nocniku.
I stop.
I nie chce.
Choć zagajam niezobowiązująco, aczkolwiek z nadzieją, co jakiś czas:
- Kochanie, może zrobisz siku do nocnika?
Nie, nie i jeszcze raz nie.

Nie stoję z batem.
Nie zmuszam.
Włosów ze łba swojego nie wyrywam.

Przecież znam Lolka.

Przetwarzanie danych trwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz