poniedziałek, 19 sierpnia 2013

FAŁSZYWA MATKA


- Nic się nie stało, nie płacz.
Przewróciłaś się tylko.

Tak się mówi do własnego dziecka.
Żeby nie nie wychować na łajzę i mazgaja.
Żeby nie płakało przy byle zadrapaniu.
Tak się mówi.
Często.

- Proszę nie fałszować rzeczywistości.
Jak się nie stało, jak się stało?
Mamo, przytul, pogłaszcz, pocałuj.
Uspokój.
Tak mówi pani psycholog.
Często.

Całuję, przytulam, wycieram łzy.
Cmokam w kolano, czy w łokieć.
Nie fałszuję.
Niech będzie.
Tej pani psycholog.

Do czasu.

Do czasu gdy wychodząc ze sklepu Lolek
nie wyciągnął ręki, nie wskazał palcem
na robotnika na ulicy.
- O!
Poleciałam wzrokiem za palcem.
Przebudowa drogi.
Asfalt w połowie zerwany.
W połowie nie.
Robotnik.
Słuchawki na uszach.
Warkot.
W rękach drążek od maszyny.
Do złudzenia przypominającej kosiarkę.
Heja po asfalcie!
Tą maszyną.

- O! Ooooo! Kosziiii!

Oooo...
Lolku kochany...
O.
O tak.
Dobrze kombinujesz.
I jeszcze ładniej rzeczy po imieniu nazywasz.
- Pan kosi. Tak, kochanie, kosi.
Masz rację.

Z moich ust powiało fałszem.
Z premedytacją.
Wprowadziłam dziecko w błąd.
Tym koszeniem.
Tym potwierdzeniem stwierdzenia.
Że koszi.
Że ten, pan, który maszyną do złudzenia przypominającą
kosiarkę, zaciera ślady.
Ślady starych pasów.
Które nie pasują do nowej drogi.

Stwierdzam więc z całą stanowczością,
że ten pan kosił.
Asfalt.
I będę szła w zaparte, że tak było.
Bo tak POWIEDZIAŁO moje dziecko.
Moje niemówiące dziecko.

I tak sobie myślę, że wcale nie skłamałam.
I nie zafałszowałam rzeczywistości.
Nasza rzeczywistość jest po prostu trochę inna.
I inne nią rządzą zasady.
Po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz