wtorek, 22 stycznia 2013

BO DZIŚ JEST ŚRODA!


Czekałam na ten dzień rok. Cały, długi rok.
Środa, dziewiętnasty dzień miesiąca, moje urodziny.
Niespodzianki, fajerwerki, confetti, tort i te sprawy.
Im było bliżej, tym bardziej nie mogłam się doczekać.

W przeddzień siedzieliśmy z Dużym do późna.
Zerkałam ukradkiem na zegarek w telefonie.
Kiedy w końcu wybije północ?
Kiedy nareszcie wtorek ustąpi miejsca wyczekiwanej środzie?
Po setnym spojrzeniu nadeszła wiekopomna chwila.
Północ. Środa!
Po pierwszym spojrzeniu na Dużego nadeszło rozczarowanie.
Ja się już kładę - rzekł spokojnie i ziewnął szeroko.
Aha. Zaskoczy mnie rano. Niech i tak będzie,
nie będę się narzucać.

Nie mogłam zasnąć z podekscytowania.
Ciekawe czy Duży stanie na wysokości zadania
i wręczy mi nazajutrz kwiaty. Bukiet nad bukietami.
Najlepiej o 6 rano.
I co dostanę w ramach prezentu.
Może być parę minut po 6. Zaraz po kwiatach.
Bo tort to chyba po południu?
Musiał wcześniej zamówić. W renomowanej cukierni.
Cwany jest. Ani jednego podchwytliwego pytania w stylu:
Gdybyś była skazana na śmierć i mogłabyś wybrać ostatni posiłek,
to co byś wolała - krem czy bitą śmietanę?
Albo:
Czy uważasz, że ciasta nasączone rumem są niezdrowe?
Nic z tych rzeczy.
Znaczy się na niespodziankę stawia. Na żywioł idzie.
Trudno, najwyżej pozachwycam się kremowym nadzieniem.
Słowem nie wspomnę, że wolę lekką śmietanę.
Będę jadła z zachwyconą miną.
Najwyżej potem wypluję.
Liczą się przecież chęci. Darowanemu koniowi i tak dalej.

Bukiet pewnie będzie się składał z mnóstwa róż.
Duży sam rano do kwiaciarni nie poleci. W domu nie schował...
Wiem! Już zamówił w całodobowej kwiaciarni!
Dostarczą na 6 z palcem w nosie.
Jaki ten Duży przewidujący. Kocha mnie po prostu.
Ale czy przewidział, że nasz domofon nie działa?
Kurierowi może być niezręcznie dzwonić po sąsiadach tak rano.
Może obudzić Dużego i sprytnie zagaić, żeby uprzedził kogo trzeba?
O ja głupia! Gdzie ja mam rozum!
Duży pod pretekstem wyrzucenia śmieci wyjdzie przed klatkę,
żeby po kryjomu bukiet nad bukietami odebrać!
Jak ja go znam. Kocha mnie po prostu.

Prezent pewnie znajdę pod poduszką.
Ciekawe jak mu się uda podłożyć. Wie, że mam lekki sen.
Nie. Poduszka odpada.
Znam Dużego. Wręczy mi osobiście. Zaraz po kwiatach.
Gdy już ochłonę. Że bukiet taki obłędny.
Wtedy zaatakuje podarunkiem.
Tyle ostatnio gadałam o tych francuskich perfumach,
że skończony idiota by się domyślił, co chciałabym dostać.
Spryskam się nimi natychmiast. Parę minut po 6.

Hmmm... W takim razie chyba wstanę przed 5.
Bo głupio się pryskać perfumami z Paryża będąc w nieładzie ogólnym.
Szybki prysznic. Balsam, ten z drobinkami, nie inaczej.
Rach, ciach makijaż. Byle nie przesadzić. W końcu pora wczesna.
Wieczorowy sobie pierdyknę po południu. Do tortu.
Włosy ułożę w kwadrans i już będzie 6.
( W loki się odwalę po południu. Do tortu.)
Jak się ze wszystkim uwinę szybciej, to usiądę i poczekam.
Nie będę budzić Dużego. Nie będę poganiać.
Jakoś się powstrzymam.

Tort. No właśnie. Jak tort, to i wino.
Może przemyć na szybko kieliszki?
Pierwsza w nocy, w sumie wcześnie.
Nie. Jutro umyję. I wypoleruję.
Bo nie wiem jakiego wyboru dokonał Duży.
Białe? Czerwone?
No stawia, skubany, w tym roku na niespodzianki.
Kocha mnie po prostu.


Przed 4 gotowa byłam udać się na spoczynek.
Wiedziałam już wszystko.
Przejrzałam Dużego.
Jak ja go znam. Kocham go po prostu.


Gdy o 7.30 otworzyłam jedno oko,
wiedziałam, że dałam plamę. Zaspałam! Jak mogłam!
Jak ja się w takim stanie pryskać będę i kwiaty przyjmować?
I życzenia? I wyrazy uwielbienia?
Gdy otworzyłam oko drugie ujrzałam pochyloną nad sobą twarz Dużego.
Lecę do pracy, pa!
Zanim zdążyłam się zerwać na równe nogi,
usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
Świat mi się zawalił. Zapomniał.
Jak mógł??? Nie kocha mnie! Po prostu...

Ale zaraz, zaraz...
W moich przewidywaniach nie uwzględniłam jednego.
Że Duży musi pracować. Że ważne spotkanie z klientem.
Wspominał coś, że w środę.
Wszystko jasne. Będzie i prezent i kwiaty i tort.
Po południu.
A ja będę mogła kręcić loki cały boży dzień.
I polerować kieliszki.

To był najbardziej pracowity dzień w moim życiu.
A jaki przyjemny. Przynajmniej mogłam wszystko dopiąć na ostatni guzik.
Im bliżej szesnastej, tym byłam bardziej dopięta.
O 16.30 zadzwonił Duży, że spotkanie trwa, a kiedy się skończy,
tego nie wie nikt.
Słowem się nie zająknął o niespodziankach. Chytrusek.
Dam radę. Wieczór to doskonała pora na celebrowanie mojego święta.
A i cera będzie się korzystniej prezentować w blasku świec.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Parę minut po 19 słyszę kroki na klatce.
Obładowany zakupami sąsiad jest cokolwiek zdziwiony,
gdy szeroko otwieram drzwi.I zalotnie się uśmiecham.
Z kieliszkami w ręku.I lokami na głowie.
Moje dobry wieczór brzmi dość niepewnie.
Dam radę. Poczekam.

Duży wraca tuż przed 20. Jego wzrok przykuwają kieliszki.
Za porządki się wzięłaś? O tej porze? Daj spokój, odpocznij sobie.
Ja jeszcze muszę skoczyć na myjnię, tylko się przebiorę.
Na myjnię? Po co? Przejażdżkę planuje? Pada, loki nie wytrzymają...
Jestem zmęczona oczekiwaniem. Nie dam już rady.
Ani minuty dłużej.
Zdmuchuję kędzior z czoła i odzywam się zdławionym głosem:
Ale dzisiaj jest środa...
Duży dalej gra. Udaje zaskoczonego.
A co? W środy myjnia zamknięta?
Zacinam się i powtarzam jak katarynka:
Środa, środa, dziś jest środa...
Duży przytomnieje.
Czy ty piłaś coś z tych kieliszków? Jaka środa?
Czwartek dzisiaj.
O nie. Koniec udawania. Ja chcę prezent. Ja chcę bukiet.
Ja chcę się nażreć niedobrego tortu i popić winem. Może być kwaśne.
Środa matole!!! wydzieram się na całe gardło
i drżącymi rękami podsuwam Dużemu telefon pod oczy.
W telefonie kalendarz. W kalendarzu środa. Jak byk.
Hę? krzyczę z satysfakcją jeszcze głośniej.
Duży nie traci rezonu. Szybki rzut oka w mój telefon
i jeszcze szybsza odpowiedź.
Przestaw sobie, łajzo, datę na rok 2012, bo u ciebie wciąż 2011.
Dobra, to ja lecę, bo mi myjnię zamkną
- dodaje jeszcze szybko i wychodzi.

Ale ze mnie idiotka. Dobrze, że nie naskoczyłam na Dużego, że zapomniał.
Że ma mnie w nosie. I że mnie nie kocha.
Przestawię datę, przestawię, już przestawiam.
O! Jest! Czwartek! No patrzcie państwo!
Dziewiętnasty dzień miesiąca...

2 komentarze: