wtorek, 8 stycznia 2013
TELEWIZJA SKARBNICĄ WIEDZY JEST I BASTA
Rzadko oglądam. Raczej wieczorami, gdy Lolek łaskawie uda się na spoczynek.
I to nie w celach edukacyjnych, a czysto rozrywkowych.
Duży ma ochotę na mecz, ja na thriller,
on chce leżeć na kanapie, ja nie chcę siedzieć w fotelu.
Trzymam kurczowo pilota, dopóki nie uda mi się wynegocjować
miejsca leżącego i intrygującej fabuły.
Duży coś tam mamrocze pod nosem,
że nie ma sprawiedliwości na tym świecie,
ja głośno odszczekuję, że 10 godzin z Lolkiem sam na sam to nie bułka z masłem
i należy mi się nagroda.
Duży milknie, ja wciskam guzik.
Film będzie.
Duży wie co robi.
Film jest. Mniej więcej do połowy.
Kiedy ja zaczynam słodko chrapać, Duży spokojnie przełącza na sport.
Nie budzi mnie, o nie. 10 godzin z marudzącym Lolkiem,
niech się matka w końcu wyśpi.
Zdarzyło mi się jednak obejrzeć urywek programu w porze śniadania.
I nie zasnąć.
Temat bowiem był niezwykle interesujący.
Jak ubrać się wychodząc z dzieckiem na spacer.
Wróć! Teraz już się człowiek nie ubiera.
Teraz człowiek się stylizuje.
Bardzo ładnie wystylizowana pani
wyrażała swoje jedynie słuszne opinie dotyczące ciuszków matczynych
i dziecięcych.
Otóż matki wyprowadzające swe pociechy na dwór
bardzo często są przestylizowane!
No to ja nie wiedziałam...
A dlaczego?
Ponieważ osiedlowa alejka to nie wybieg,
jak można po niej paradować w szpilkach i eleganckiej sukience?!
Należy się wystylizować na sportowo!
A w dresy wskocz mamuśka!
To ci wolno!
No to ja znowu nie wiedziałam...
Myślałam, że każdy ubiera się, tfu, stylizuje jak mu się podoba.
Bez względu na to, czy noga się męczy, czy nie.
Przemyślałam jednak sprawę. Telewizja nie kłamie.
Zgodziłam się w myślach z bardzo ładnie wystylizowaną panią.
Mamuśki w zasadzie po wybiegu chodzą w poniedziałki i soboty,
w pozostałe dni tygodnia powinny sobie odpuścić.
Niech noga od obcasika odpocznie,
niech włos bez warstwy lakieru pooddycha,
wieczorowy makijaż zakazany,
najlepiej gdyby go wcale nie było.
Wysoki obcas to nie jest jednak jedyny grzech matek
wołający o pomstę do nieba.
Potrafią perfidnie przestylizować dziecko!
Gdy bardzo ładnie wystylizowana pani
widzi te maluchy poubierane w dżinsowe szmatki,
to jej się nóż w kieszeni otwiera!
Przecież to sztywne, przecież uwiera,jak można???
Na stos z matkami-domorosłymi stylistkami!
Uwiera? Sztywne? Pierwsze słyszę.
Znowu nie jestem na bieżąco...
Nie wiem jak latorośl pięknej pani,
ale moje dziecko dokładnie wie, czego chce,a czego nie.
Na pewno nie chce mieć na grzbiecie czegoś, w czym mu niewygodnie.
I nawet gdybym na kolanach błagała:
Córko moja! Nieważne, że drapie i kłuje,
wystylizowałam cię po całości, doceń to,
a i ty przez sąsiadki i ich dzieci zostaniesz doceniona!
córka moja rykiem na całą chałupę da znać,
że stylizację ma w nosie.
O dziwo, spowita od stóp do głów w dżins, nie wydaje żadnego dźwięku.
Miękka tkanina nie krępuje ruchów,
można biegać, skakać, z wysokiego płotu spadać.
Po raz kolejny wysiliłam szare komórki.
Pięknie wystylizowana pani się zna.
Nie bez powodu występuje w telewizji.
Widocznie w moim prowincjonalnym mieście
dostępny jest gorszy gatunek dżinsu. Taki miękki.
Program na długo zapadł mi w pamięć.
A pamięć podsunęła mi pewną historię sprzed lat wielu,
gdy studentką będąc nieświadomie dokonałam stylizacji na własnej osobie.
Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Zaczęło się od fryzury. Zapragnęłam zmienić.
Nadmiaru pieniędzy na fachową pomoc nie posiadając,
postanowiłam się poddać strzyżeniu amatorskiemu.
I się poddałam.
Koleżance, która strzyc uwielbiała,
aczkolwiek średnio umiała.
Fryzura miała być krótka i miejscami była nawet bardzo.
Ponieważ nie pozwoliłam wyrównać i ogolić się na łyso,
musiałam się jakoś ratować.
Odwrócić uwagę od felernej koafiury.
Fantazyjnie zawiązana na łbie kolorowa chusta.
Mało.
Powłóczysta spódnica. Równie barwna.
Mało.
Długie błyszczące kolczyki.
Mało.
Szyfonowa bluzka mieniąca się kwiecistym wzorem.
Wystarczy.
Teraz się mogę ludziom na oczy pokazać.
Pierwszym człowiekiem, któremu w oczy wlazłam,
był kumpel.
U fryzjera byłaś?
No żesz... Wiedziałam! Wiedziałam, że się nie dostylizowałam !
Że czegoś mi zabrakło!
Gdybym wtedy, wiele lat temu, miała na podorędziu
jedynie słuszne wskazówki pani z telewizji,
wiedziałabym, że diabeł tkwi w szczegółach.
Że dobór dodatków stanowi gwóźdź programu.
Że należało wyjść do ludzi z mocnymi argumentami w ręku.
Na przykład z kartami i tamburynem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz