czwartek, 3 stycznia 2013

PRZYCHODZI BABA Z DZIECKIEM DO LEKARZA


Chłop powinien zostać za drzwiami. Ma zawieźć i przywieźć.
Chyba, że się wczuwa w rolę ojca.
A Duży wczuwa się z dużym zaangażowaniem.

Lekarzowi należy pozwolić mówić.
Jeśli nie jest zbyt rozmowny, zmusić pytaniami.
Duży pytań w zanadrzu zawsze ma sporo.
Lubi wiedzieć. W końcu chodzi o jego dziecko.

Lolek nie umie siadać samodzielnie.
A powinien. Neurolog kieruje na rehabilitację.
Przyjmuje nas bardzo miły pan doktor.
Rozwiewa moje wątpliwości.
Lolek siądzie w swoim czasie.
On to wie. Jest doświadczonym doktorem.
Wątpliwości Dużego mają się dobrze.
Czy córce jednak nie przydałyby się jakieś ćwiczenia ogólnorozwojowe?
Pan doktor korzysta ze swojego doświadczenia garściami.
Takich małych sztang jeszcze nie wynaleziono.
Duży przyjmuje wyczerpującą odpowiedź na klatę.
Lolek siada tydzień później.

Lolek jest posiadaczem sporego ciemienia.
Zarasta powoli.
Pediatra poleca wizytę u neurologa, który wypisze skierowanie
na usg główki.
Duży drąży.
Czy przed badaniem ogolą nam dziecko?
(Lolek z tych kudłatych od urodzenia)
Pediatra milknie.
Duży dobija pediatrę.
Na czubku głowy?
Siedzę i nie wiem gdzie oczy podziać.
Pediatra powoli i bardzo wyraźnie zapewnia Dużego,
że nikt nikogo nie będzie golił.
Po minie Dużego widzę, że nie jest tego pewien.
Podczas usg Duży zabawia Lolka.
Śpiewa.
Miłemu lekarzowi ręka drży tylko podczas skocznego refrenu.
W końcu to specjalista.
Duży jednym okiem patrzy na ociekającą żelem fryzurę Lolka,
a drugim bada zakamarki pomieszczenia.
Być może gdzieś ukryta jest brzytwa.
Oddech przestaje wstrzymywać dopiero po wyjściu z gabinetu.

Wizyta kontrolna u neurologa.
Duży wnosi Lolka w przymałym samochodowym siedzisku.
Jesteśmy w trakcie wymiany na większe.
Czekamy na przesyłkę.
Neurolog o tym nie wie.
Zamiast dzień dobry słyszymy pełne oburzenia:
To wasz fotelik?!
Duży reaguje błyskawicznie.
Nie. Znaleźliśmy na skrzyżowaniu. Wraz z dzieckiem.
Przyjaźń Dużego z neurologiem nigdy nie będzie możliwa.
Neurolog prosi by zdjąć dziecku rajstopki.
Po chwili dodaje, że spodenki też.
Piorunuję Dużego wzrokiem, więc zamyka usta.
Bo już je otworzył. Bo chciał w niezwykle uprzejmych słowach
zapytać jak zdjąć rajstopki nie zdejmując spodenek.
Trudno, tej tajemnicy nie pozna do śmierci.

Lolek musi brać zastrzyki.
Nie ma możliwości wytłumaczenia półrocznemu dziecku,
że to dla jego dobra.
Duży trzyma córkę ukochaną,
córka fontannę łez wylewa,
matka, czyli ja, patrzy łkającemu dziecku prosto w oczy
i łka razem z nim, pielęgniarka się wkłuwa.
Ponieważ zastrzyk robi za każdym razem ktoś inny,
łez dziecięcia i matki raz jest mniej, raz więcej.
Zależy od sprytu i doświadczenia pielęgniarki.
Za którymś razem trafiamy na taką bez sprytu i doświadczenia.
Krew się leje, igła za gruba, Duży prawie mdleje,
ja mam ochotę pójść w jego ślady,
krzyk Lolka słychać pewnie poza miastem.
Duży ze ściśniętym gardłem syczy:
Dziś nie dostaniemy gazika?
Pielęgniarka drze się na całe gardło:
I co jeszcze?! W pieluchę wsiąknie!
Duży powoli oddaje mi Lolka.
Wstaje.
Pielęgniarka robi krok do tyłu.
Duży przystępuje do ataku.
Jeśli to taki luksusowy towar, to ja pani zapłacę.
Jego głos jest opanowany, na twarzy nie drga ani jeden mięsień.
Pan mnie nie będzie pouczał! Ja w tym zawodzie pracuję 20 lat!
Głos Dużego przestaje mieć z opanowaniem cokolwiek wspólnego.
Niech się pani nie wykręca doświadczeniem! Gazika pani szkoda!
Wcale mi nie szkoda!
Pielęgniarce trzęsą się ręce, gdy szarpie się z paczką opatrunków.
Wyganiam Dużego.
Wycieram zapłakanego Lolka.
Na doświadczoną pielęgniarkę patrzę z nienawiścią.
Wychodzę nie mówiąc do widzenia. Niech ma jędza za swoje.

Przyjeżdżamy na kolejny zastrzyk.
Ta sama zołza.
Wpycham Dużego do gabinetu.
Sama zostaję pod drzwiami.
Trzeba się było jednak poprzednim razem
ładnie pożegnać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz