środa, 9 stycznia 2013

JAK KUPIĆ DZIECKU CZAPKĘ


Wybrać się do sklepu, wydać kilka złotych i wrócić z czapką.
Proste? 
Niezupełnie.

Lolek posiadaczem sporego baniaczka jest.
Sam nie jest na tyle duży i odpowiedzialny,
by nosić nakrycie głowy bez troczków.
Czapki ze sznureczkami dla maluchów w jego wieku za małe,
czapki, które Lolek ściągnie jednym niedbałym ruchem ręki,
bo nie zawiązywane pod brodą, akurat.
Masz babo placek.
Zimno jest. Czapa musi być.
Pora się na łowy wybrać.
Może będziemy mieli szczęście.

W pierwszym sklepie dostajemy oczopląsu.
Kaszkiety, kapelusiki, czapunie, czapy, czapuchy.
Ceny rzucają na kolana.
Ceny nie przewidują troczków.
Sklep drugi, towar na naszą kieszeń, ale nie na nasz gust.
Nie będziemy oszpecać dziecka.
W sklepie trzecim znajdujemy wiązany egzemplarz.
Co za radość.
Czapa futrzana, milusia, Lolek wygląda jak milion dolarów.
Jak króliczek wart milion dolarów.
Ekspedientka krąży wokół nas z drapieżnym uśmiechem.
Tka sieć.
Jak córeczce na imię? Lola? Pięknie!
Lolu, cudownie wyglądasz w tej czapeczce,
jest stworzona dla ciebie! Jak rodzice cię kochają, to ci ją na pewno kupią!
Szantaż emocjonalny dźwignią handlu.
Lolek uśmiecha się szeroko do pani,
pani gładzi Lolka po futrzanym nakryciu.
Króliczku to... Króliczku tamto...
Za moment zacznie wypełniać papiery adopcyjne.
Kątem oka zerkam na metkę.
No ludzie kochani! Już nie wiedzą za co tyle kasy brać!
Przez chwilę kombinuję, czy wytrzymamy z Dużym bez jedzenia
do końca miesiąca.
Rozsądek dochodzi jednak do głosu.
Jak wytłumaczyć Lolkowi w razie czego, że lodówka pusta, 
ale może zjeść czapkę?
To co? Pakujemy? Czy córeczka już w tej czapeczce zostanie?
Oczy ekspedientki błyszczą, lico pokryte niezdrowym rumieńcem.
Ponieważ asertywność nigdy nie była moją mocną stroną,
nie jestem w stanie wydusić, że czapka jest zbyt droga.
Wzbijam się na wyżyny intelektu.
Eee... Troczki są za krótkie!
Zdzieram kudłate cudo z lolkowej głowy.
Lolek, który chce być króliczkiem, zaczyna wyć.
Wzrok sprzedawczyni ciska pioruny.
We mnie. Wyrodną matkę.
Wychodzimy pospiesznie.
Pot z czoła ocieram za rogiem.
Obiecuję sobie, że nigdy nie zwrócę się do córki per króliczku.

Przegrało się bitwę, co nie znaczy, że nie można wygrać wojny.
Pędzimy na targ.
Ta za mała, ta za duża, tamta za cienka, jeszcze inna za sztywna.
Obłęd w oczach, w sercu panika.
Albo całą zimę przesiedzimy w domu,
albo kupię wreszcie tę przeklętą czapkę!

Następuje cud. 
Znajduję skarb. Gruba, przylegająca, wiązana, nie zrujnuje domowego budżetu.
I co ważniejsze, idealna na łepetynę Lolka.
Ostatni krzyk mody! Panda! Patrzy pani jaka ładna!
Patrzę. Ładna. Tylko szara. Jakaś taka smutna.
A co to, szara nie może być?
Wy wszystkie to chciałybyście różowe!
Czy kto widział różową pandę?
Szarej pandy też nie widziałam, ale nie uświadamiam właścicielki stoiska.
Mam nóż na gardle.
Bierzemy!

Stroję Lolka. Zawiązuję. Jak na nią szyta.
Dwa puszyste pompony, o pardon, uszy misia.
Oczy, nosek, pyszczek. Sama słodycz.
Lolek wygląda rozkosznie. Jak miś. Miś idealny. Miś wzorzec.
Wszystkie króliczki mogą się schować.
Jestem dumna z zakupu.
Wracamy. Nie ma przechodnia, który by się nie uśmiechnął
na widok pyzatego Lolka potrząsającego dumnie pomponami.
Wyprężam pierś. To moja córka! Sama tę pandę urodziłam!

Pod klatką natykamy się na sąsiadkę.
Jaki śliczny króliczek!
Zaciskam dłonie w pięści.
Zaczynam cicho i stopniowo podnoszę głos.
To jest panda... To jest miś panda!
Sąsiadka prycha i wzrusza ramionami.
Ja tam szarej pandy w życiu nie widziałam...



2 komentarze:

  1. heh czy to ta sama "ulubiona sąsiadka"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywizda! jak nas nie dopadnie na spacerze, to siedzi w oknie i czeka. gdy jesteśmy pod klatką, to okno otwiera i udaje, że parapet pucuje. no i tak przy okazji zawsze rzuci jakąś inteligentną uwagę;)nie znam dnia, ani godziny, boszsz... :P

      Usuń