piątek, 11 stycznia 2013

SZANUJ MĘŻA SWEGO

A JESZCZE BARDZIEJ PSA JEGO


Moi dziadkowie dobrali się w korcu maku.
Tworzyli bardzo udany związek.
On za nią w ogień, ona bez niego ani minuty.
Ona rządziła, jemu się do końca życia wydawało,
że stoi na czele stadła.
Babcia dużo wysiłku wkładała w to, by się dziadkowi nigdy nie przestało wydawać.
Wspólne zainteresowania, wspólni znajomi.
W większości równie zgrane małżeństwa.

Regina i Sergiusz.
Ona - gospodyni domowa,
on - emerytowany milicjant.
Ona dbała o niego,
On troszczył się, by było co do garnka włożyć.
I nawet mu nieźle wychodziło.
Mieli psa.
Piękny owczarek niemiecki.
Doskonale ułożony.
Również swoje w służbie narodu odpracował.
Sergiusz zdecydował, że emeryturę spędzą wspólnie.
Regina jako żona idealna nie protestowała.
Wiedziała, że nic nie wskóra, po co sobie nerwy na starość szargać.
Psem się zajmowała jak umiała.
Karmiła, kąpała, czesała.
Pies łaskawie dawał się karmić, kąpać i czesać.
Wdzięczności dla Reginy za grosz.
Świata poza Sergiuszem nie widział.

Sergiusz był mężem prawie idealnym.
Prawie, bo emerytura rządzi się swoimi prawami,
trzeba w końcu odpocząć od pracy. Od żony czasem też.
Piwko z kolegami. Najlepsza odskocznia.
Regina przy setnej odskoczni nie wytrzymała.
Wyszła z roli żony idealnej, stanęła obok i wydarła się na podchmielonego męża.
Mąż, który sobie żony w innej roli jak małżonki idealnej, nie wyobrażał,
przeżył szok.
A w szoku, jak to w szoku, człowiek robi rzeczy,
o które sam by siebie nie podejrzewał.
Sergiusz pierwszy raz wydarł się na żonę.
Nie pomogło. Żona umiała drzeć się głośniej.
Scena rozgrywała się w kuchni,
Regina gorączkowo przeszukiwała szuflady w poszukiwaniu wałka.
Sergiusz gorączkowo wysilał przyćmiony przez alkohol intelekt,
pomysłu na wyjście z sytuacji szukał, albowiem robiło się gorąco.
Znalazł. 

Zagwizdał. 
W progu pojawił się pies.
Piękny owczarek niemiecki.
O nie! Teraz to ty mnie na spacer z psem na pewno nie nabierzesz!
Krzyk Reginy odbił  się szerokim echem w murach przedwojennej kamienicy.
Nawet nie zamierzam. 
Odrzekł spokojnie Sergiusz i równie spokojnie odwrócił się w kierunku psa.
Pilnuj!
Pies usiadł w progu i zastygł.
Sergiusz za to ruszył. Do drzwi.
Regina najpierw zastygła jak pies, a w chwilę potem usiłowała ruszyć jak Sergiusz.
Za Sergiuszem oczywiście.
Pies warknął ostrzegawczo.
Regina zatrzymała się w pół kroku.
Odczekała minutę.
Uniosła powoli nogę.
Pies uniósł wargę i ukazał imponujące uzębienie.
Nie był to uśmiech. Regina o tym wiedziała.
Stała na środku kuchni ściskając w ręku wałek do ciasta
i zastanawiała się co dalej.
Nie ma bata, ciasta to ona dzisiaj żadnego nie upiecze...
Poczuła kant zdezelowanego taboretu wbijającego jej się w udo.
Cudem stał na środku pomieszczenia. Tak jak Regina.
Postanowiła wykorzystać zrządzenie losu i na owym zrządzeniu usiąść.
Przynajmniej nogi odpoczną.
Siadała z 10 min. W zwolnionym tempie.
Żeby nie drażnić psa.
Stołek stary, chybotliwy, jedna noga krótsza,
ledwo trzymająca się reszty.
Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby.
Regina była szczęśliwa, że nie musi stać.

Po trzech godzinach nie czuła czterech liter.
Nie czuła przykurczonych nóg.
Plecy wygięte w pałąk natomiast nie dawały o sobie zapomnieć.
Taboret przy najmniejszym ruchu kołysał się figlarnie na boki,
Regina zaczynała mieć mdłości od tego kołysania.
Pies siedział w progu i pilnował.
Tak jak Sergiusz kazał.

Regina jako żona idealna nie była przyzwyczajona do bezczynności.
Regina nie byłaby żoną idealną, gdyby nie znalazła sobie zajęcia.
Przyjemnego zajęcia.
Zaczęła marzyć.

Gdy po pięciu godzinach w progu stanął Sergiusz w szampańskim humorze,
humor Reginy plasował się na podobnym poziomie.
Oczy miała przymknięte, twarz rozświetlał błogi uśmiech.
Właśnie piła brudzia ze strażniczkami z pobliskiego więzienia.
Wiedziała, że się tam znajdzie.
Za morderstwo z zimną krwią.
Wolała dokładnie zaplanować przyszłość.

Do nogi!
Okrzyk Sergiusza wyrwał ją z letargu.
Nie zerwała się jednak ze stołka. Nie mogła.
Zesztywniała na amen.
Sergiusz wyszedł.
Zamknąłem psa w łazience. Możesz wstać.
Rzucił wspaniałomyślnie po powrocie.
Regina zaczęła spełniać polecenie.
Była żoną idealną. 
Żoną męża, przyzwyczajonego z racji przebytej wieloletniej służby,
do rozkazów.

Wyprostowała jedno kolano. Potem drugie.
Kosztowało ją to sporo wysiłku.
Podniosła dumnie głowę.
Następnie równie dumnie zaczęła podnosić cztery litery.
Taboret zachwiał się tylko raz.
Regina opanowała mdłości.
Stanęła na nogi.
Sergiusz stanął przed nią.
Zjadłbym coś.
Regina popatrzyła mu głęboko w oczy.
Odwróciła się. Oparła o stołek.
Położyła na nim zmęczone dłonie.
I przestała czuć zmęczenie.
Od tego momentu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.

Regina szybkim ruchem odwróciła mebel do góry nogami.
Wyrwanie krótszej nogi nie stanowiło dla niej problemu.
Zrobiła półobrót na pięcie i dzierżąc mocno kawałek drewna ruszyła do ataku.

Babcia spotkała ją kilka dni później  na ulicy.
Nie miała pojęcia o mrożącej krew w żyłach historii.
Historii o byłym milicjancie, pięknym owczarku, żonie idealnej i stołku,
który stołek już dawno przestał przypominać.
Regina ucieszyła się z przypadkowego spotkania.
Och, ach, buzi, buzi, co tam słychać...
U babci po staremu, u Reginy nowości.
Babcia ciekawie nadstawiła ucha.
Spieszę się do szpitala! Sergiuszowi obiad niosę, wiesz jak tam karmią, 
jeszcze mi chłop z głodu padnie! Taka jestem zalatana!
Matko jedyna, Regina, co się stało na miłość boską?
Nic takiego. Nogę złamał.
Reginie nawet głos nie zadrżał.
Nie może leżeć w domu?
Zdziwiła się babcia.
Wiesz, nie bardzo... To skomplikowane złamanie...
W czterech miejscach mu się pokomplikowało...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz