wtorek, 29 stycznia 2013
O DZIECIĘCEJ KUPIE I CZEKOLADZIE DLA DOROSŁYCH
I kupa i czekolada mogą być przedmiotem pożądania.
Kupa - gdy dziecko ma zaparcia,
czekolada - gdy matka ma nieprzepartą ochotę.
Na zaparcia - śliwki, owsianka, warzywa, zsiadłe mleko, czopek glicerynowy.
Na nieprzepartą ochotę matki - wyprawa do sklepu.
Duuuużyyyy... Zjadłabym coś...
Zaczynam nieśmiało. Wiem, że wojnę zaczynam.
Lodówka pełna po brzegi. Wybierz sobie coś.
Duży nawet nie odwraca wzroku od telewizora.
Ale tam nic nie maaaa... Ja bym zjadła coś takiego... No coś pysznego...
Coś słodkiego...
Duży reaguje natychmiast.
Łyżkę miodu sobie zjedz. Albo trzy.
Przewracam oczami i przechodzę do konkretów.
Czekoladę bym zjadła.
Duży powoli przenosi wzrok z prezentera sportowego na mnie.
Z całymi orzechami.
Precyzuję szybko.
Oszalałaś. Już 22, sklepy pozamykane.
Jakoś mnie tą odpowiedzią nie zaskoczył.
Ale na stację nie jest w końcu tak daleko...
Nie zamierzam się poddawać. Ślinianki już pracują, w myślach miażdżę orzechy
między zębami,a słodką masę rozprowadzam językiem po podniebieniu.
Nigdzie nie idę! Jest ciemno i zimno!
I znów nic nowego.
Ale mnie mogą napaść!
Staram się trafić w czułą strunę.
A mnie to nie?
Kula w płot, nie trafiłam.
Ale ty się obronisz, jesteś taki silny!
Tym razem w inną czułą strunę.
A jak ich będzie dwudziestu?
Nie ma to jak na wstępie wyobrazić sobie najczarniejszy scenariusz.
Nie wiem czy jedną tabliczką się najedzą...
Dużemu wypływa uśmiech na usta, gaśnie jednak szybciej niż wypłynął.
Twardziela gra.
Nie idę i już. Jutro ci kupię.
Świat w gruzy jak domek z kart. Walczę jednak do upadłego.
Jutro będzie futro, pewnie będę chciała śledzie, a bez czekolady dziś nie zasnę!
I będę się po kuchni do rana tłukła, więc ty też nie będziesz spał!
Szantaż, może to zadziała.
Duży zrywa się jednym skokiem z fotela.
Ha! Zadziałało! Gęba pełna śliny, przed oczami orzechy.
Słyszałaś? Lolek płacze!
Zapominam o czekoladzie. Lecę, pędzę do córki ukochanej mało sobie nóg nie połamię.
Duży zastyga na progu. Czeka na rozwój wypadków.
Wpadam do pokoju dziecinnego. I wypadam.
Pokój bowiem wypełniony jest pod sufit fetorem trudnym do ogarnięcia.
Lolek płacze nie bez ważnego powodu.
Zdarzyła się kupa. Przez sen. Taka krzywda.
Chytry plan układam w sekundę.
Wpadam ponownie.
Szybko głaszczę śmierdzącego Lolka, zatykam smokiem
i lecę do Dużego. Lolek minutę wytrzyma.
Duży jako ta figura woskowa na progu.
Ani jeden mięsień na twarzy pełnej napięcia nie drga.
Martwi się.
Zerka na mnie wyczekująco.
Kupa.
Nie bawię się w szczegóły.
Napięcie na obliczu Dużego sięga zenitu.
Myśli kotłują mu się pod czaszką.
Będzie musiał zmieniać pieluchę z okrutną zawartością, czy jednak go wyręczę?
On też umie ułożyć plan w sekundę.
I wpół sekundy wprowadzić w życie.
Chcesz coś jeszcze oprócz czekolady? Bo dwa razy chodził nie będę ...
Gdy Duży w podskokach mknie na stację,
ja walczę z zawartością pampersa.
Obdarzam Loka najczulszym na świecie uśmiechem,
cmokam głośno w zaróżowiony od snu policzek
i szepczę triumfalnie do małego uszka:
Voila!
I nie myślę oczywiście o czystej pieluszce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz