sobota, 22 grudnia 2012

CO DAŁ MI INTERNET


Poza dozgonną przyjaźnią z producentem, a zarazem sprzedającym spacerówki,
z którym podczas dokonywanej transakcji zawzięcie i miło korespondowałam,
zawarłam kilka innych znajomości.
I co ważniejsze, na własne oczy zobaczyłam,
na własne uszy usłyszałam. Znaczy się w realu spotkałam.

Kogo?
Inną Matkę, a jakże.

Z Inną Matką wspólne tematy się ma.
Z Inną Matką można rozmawiać do utraty tchu.
Inna Matka nie wyśmieje. Inna Matka zrozumie.
Inna Matka pokiwa głową z politowaniem we właściwym momencie.
W odpowiedniej chwili uroczo wyrazi entuzjazm.
Szczerze się oburzy, gdy ja dam wyraz swojemu zbulwersowaniu.
Inna Matka za żadne skarby nie wejdzie w słowo brutalnym:
Przestań w końcu chrzanić o tych kupach i zupach!
Inna Matka chrzani z zapałem.
I bardzo nam się to obydwu podoba.
Bratnia dusza i kropka.

Od Innej Matki można się sporo nauczyć.
O ile przez sekund parę przestanie się o sobie myśleć
jako o najmądrzejszej matce świata.
A z tym trudniej.

Wyciągnęłam Inną Matkę na spacer.
Tylko my i nasze wózki. A w nich nasze pociechy.
Oprowadziłam po osiedlu.
Z dumą pokazałam jakże liczne place zabaw.
Popatrz! Jaka cudna karuzela!
Widzisz jaki czysty piasek?
Tę huśtawkę projektował zapewne geniusz!
Tematów nam nie brakowało.

Gdy już pozachwycałyśmy się, ach i och, wszystkimi przybytkami
stworzonymi dla maluchów,
stwierdziłam, że czas na gwóźdź programu.

Zaciągnęłam Inną Matkę przed jeden z wieżowców.
Zatrzymałam się przed klatką schodową.
Nie, nie kazałam jej wchodzić i piać z zachwytu nad układem schodów
i aranżacją korytarza.
Palcem wskazałam na coś, co codziennie mijałam
i oczy ze zdumienia za każdym razem przecierałam.

Coś. Ogródek obok klatki. Przed wieżowcem.
Niski płotek z lichej siatki. Zielony. Zwieńczony gdzieniegdzie kuleczkami.
Każda w innym kolorze.
Ogrodzenie może bym i przebolała, ale nie zawartość.

Powtykane w ziemię odpustowe wiatraczki.
Mały świerk, a na każdej gałązce maskotka.
Każda, że tak powiem, z innej bajki.
Kopczyk usypany z ziemi. Na szczycie plastikowa laleczka.
Miniaturowa kamienna wieża. Ozdobiona szkiełkami, klockami
i piorun wie czym jeszcze.
Horror.

Czy ty widzisz to co ja?
Wiem, że Inna Matka zrozumie.
Że podzieli moje zdegustowanie pomieszane z obrzydzeniem.
Prawdziwy sen wariata!
To jest chore!
Kto na to pozwolił?

Inna Matka rozumie.
Po swojemu.
Dzieli się swoją opinią natychmiast.
Jeżeli TO ma wywołać uśmiech na twarzy choć jednego dziecka,
to dlaczego zabraniać?

Obecnie stałym punktem programu pod tytułem spacer
jest to COŚ.
Lolkowi uśmiech z pyzatej buzi nie schodzi.
Starszy pan, na którego natykamy się czasem, gdy zmienia wystrój swojego kawałka świata,
uśmiecha się szeroko do Lolka.
Ja uśmiecham się patrząc na zaślinionego z przejęcia i szczęścia Lolka.
Uśmiecham się do starszego pana, którego w życiu już nie nazwę wariatem.

Uśmiecham się myśląc o Innej Matce.




2 komentarze:

  1. O jakiej matce piszesz wiem... ale proszę podkreślić o spotkaniach mamowych ebobasowych bo dał Ci to tez Internet :)

    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wiem, że Ty wiesz :D
      no i PODKREŚLAM, że brałam osobiście udział w spotkaniach matek, które dał mi internet ;)

      Usuń