poniedziałek, 3 grudnia 2012

ROZTARGNIENIE


Gdy kucharz dość znacznie przesoli zupę, mówi się, że jest zakochany.
Jego roztargnienie romantycznie tłumaczy się płomiennym uczuciem.

Niniejszym stwierdzam, że Duży kocha mnie ponadprzeciętnie.

1.
Wyszedł na spacer z Lolkiem. Przed opuszczeniem mieszkania omiótł wzrokiem ekwipunek.
Lolek jest? Jest. Wózek jest? Jest. Gadżety małej kobiety w gustownej torbie są? Są.
Kocyk? No przecież, bez kocyka spacer się nie liczy.
Wrócił z nadbagażem. Zapalniczkę znalazł. Cieszył się jak dziecko, choć nie pali.
Zmiotłam jego szczęście z powierzchni ziemi jednym zgrabnym pytaniem:
Gdzie jest kocyk, ja się grzecznie, do cholery, pytam?!
Wymiana roku...Dobrze, że o Lolku nie zapomniał.

2.
Telefony przynajmniej raz w tygodniu z rozdzierającym Zgubiłem dokumenty! Wszystkie! 
I karty! Zginiemy z głodu! - standard.
Przerywam gorzkie żale spokojnym Poczekaj, nie rozłączaj się.
Przetrzepuję kieszenie pana domu, zaglądam do kuchni i łazienki.
Powracam do rozmowy: Nie zginiemy. W lodówce znalazłam.
Miłosiernie nie drążę co było powodem tak sprytnego kamuflażu.

3.
Znów alarmujący telefon. Znów panika. Tym razem nas okradną. Klucze posiał,
szukał wszędzie, jak kamień w wodę.
Uspokajam. Znalazłam. Przypadkowo. Z domu z Lolkiem wyszłam.
Klucze tkwiły po drugiej stronie zamka.
Każdy z odwiedzających naszą klatkę schodową mógł pożyczyć, dorobić,
a następnie korzystając z naszej nieobecności,
wynieść starą pralkę tudzież lolkowe pieluchy.

4.
Zakupy. Wybieramy się stadnie. Duży upewnia się kilka razy do którego supermarketu jedziemy.
Pod nosem powtarza półgłosem tesco, tesco, tesco jeszcze w aucie.
Nie śledzę trasy, Lolka zabawiam.
Duży z piskiem opon parkuje pod realem.
No kochanie, jesteśmy na miejscu!

5.
Ciężki wieczór. Lolek dostaje spazmów nieziemskich, uspokajamy na zmianę kilka godzin.
Potem ja uspokajam roztrzęsionego Dużego. Domaga się małej tableteczki szczęścia. Ziołowej.
Jedna ci nie pomoże...
Duży wie lepiej. Boi się o własne zdrowie. Jedna zdziała cuda.
Jasne. Ziołowa.
Nazajutrz Duży wsiada do samochodu i zapomina do czego służy kierownica.
Oczywiście telefon. Oczywiście rozpacz.
Czy to mogą być skutki tego leku???
Oczywiście. Ziołowe leki uspokajające znane są z mocnego kopa.
Niektórzy po jednej pigułce nie są w stanie się pozbierać do końca życia.

6.
I znów zakupy. Obfite zakupy, dwutygodniowe.
Dopiero po powrocie do domu orientujemy się, że za zgrzewkę wody mineralnej zapłaciliśmy 60zł.
Wracamy. Mamy szczęście. Kasjer, który się pomylił jeszcze jest w pracy.
Złapaliśmy go w ostatnim momencie, jest gotowy do wyjścia.
Przeprasza za pomyłkę, przyznaje się do winy.
Niestety nie może oddać pieniędzy, musimy sprawę przedstawić w punkcie obsługi klienta.
Punkt w postaci olśniewającej blondyny rozumie. Ale musimy czekać do jutra.
Monitoring, takie są procedury. Muszą prześledzić zapis z kamer. Szlag by to.
Duży zdenerwowany oznajmia blondynie, że nie z nim takie numery,
że jutro nikt nie będzie wiedział o co chodzi, że czeski film, że bałagan. Blondyna nieugięta.
Drugiego dnia Duży postanawia samodzielnie rozwiązać problem.Szybko i sprawnie.
Jakoś pewna nie jestem.

W punkcie obsługi klienta inne twarze. Nikt nic nie wie. Duży tłumaczy z początku cierpliwie.
Macie xero rachunku, powinniście mieć jakiś papier z moim podpisem. Miał być przygotowany!
Punktowi obsługi nic to nie mówi.
Duży denerwuje się jeszcze bardziej. Żąda spotkania z kierownikiem.
Rozmowa jest zażarta. Jeden słowo, drugi dwa. Jeden czerwony, drugi w pąs wpada.
Jeden krawat pod szyją luzuje, drugi bluzę rozpina. Punkt świetnie się bawi.
Kierownik przytomnieje pierwszy:
Proszę pokazać rachunek.
Duży nie wali się dłonią w czoło tylko dlatego, że duży jest, dłoń wielkości bochna chleba wiejskiego posiada, mógłby się zabić. Jak mógł zapomnieć o rachunku??? (sama nie wiem...)
Pokazuje.
Kierownik rzuca okiem, nawet się nie wgłębia w 100 pozycji widocznych na rozliczeniu.
Mówi:
Nie możemy oddać panu pieniedzy.
Widząc zaciśnięte pięści Dużego dodaje szybko. A nawet szybciutko:
Pomyłka nastąpiła w tesco. Gdyby pan nie zauważył, znajdujemy się w realu.
Bardzo długo omijaliśmy tesco szerokim łukiem...

7.
Niedziela. Czas na rodzinny obiad. Zamawiamy pizzę.
Właściwie zamawia Duży.
Z moją idzie mu gładko. Składniki zapisałam mu na skrawku gazety.
Swoją musi zamówić z głowy.
Poproszę salami, pieczarki i ...
I tu zaczynają się schody.
Pani przyjmująca zamówienie powtarza jak echo:
I... ?
No, to zielone.
Groszek?
Nie...
Brokuły?
Duży zaczyna się niecierpliwić. Polak głodny, Polak zły.
Nie! 
Pani wyczuwa zniecierpliwienie w głosie Dużego, przyspiesza:
Ogórki?
Duży podnosi głos. Jeść się chce.
Dalej!
Pani również wzbija się na wyższe rejestry i drze się do słuchawki tak, że nawet ja słyszę:
Szpinak!!!
Duży z wyraźną ulgą:
Bingo!!!

8.
Wyposażyłam Dużego do pracy w potężny zestaw kanapek.
Żeby, biedak, z głodu nie zasłabł.
Wrócił i od progu woła głaszcząc się po brzuchu i jęzorem mlaszcząc:
Ależ ta pani Krysia pyszne kanapeczki robi! Poczęstowała mnie. Gdyby nie ona, to bym padł!
Tu spojrzenie z wyrzutem.
Oooo... Ja też umiem tak patrzeć. Dorzuciłam pioruny. I efekty dźwiękowe:
Toż ja ci takie kanapki wycudowałam... Tu pomidorek, tam wędlinka, żółtym serem przeplatane, w papier śniadaniowy z zaciętością mistrza origami zawinięte...
Duży najpierw oniemiał, potem zaczął przepraszać i skończyć nie mógł.
Do szuflady schował, żeby go już o 8 rano nie kusiły. Świetnie.
Więcej nie zrobię. Panią Krysię niech błaga.
Wysłałam tego samego dnia lolkowego ojca na zakupy.
Do sklepu ruszył z kopyta. Szybko załatwi, żeby plamę na honorze choć trochę zmazać.
Opamiętał się pod budynkiem swojej firmy.
Nie ma tego złego. Przynajmniej zjadł śniadanie.
O dziewiętnastej.



Jeśli Duży to wszystko przeczyta, to wpis ów będzie wpisem ostatnim.
A Lolek półsierotą zostanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz