piątek, 28 grudnia 2012

MĘSKI INSTYNKT MACIERZYŃSKI


Nie chciałabym uogólniać,
ale często zdarza się, że mężczyzna do roli ojca dorasta
dopiero wtedy, gdy zostaje dziadkiem.

Wnuki nie przeszkadzają mu w oglądaniu meczu.
Dziadek z zainteresowaniem ogląda bajki.
Wnuki nie zabierają cennego czasu przeznaczonego
na picie piwa.
Wiek nie ten, wątroba nie tego.
Dziadek nie boi się spacerów.
Dziadek lubi spacery.
Dziadek ochoczo będzie wnukowi pokazywał
ptaszki, kotki, pieski, klony, buki i dęby.
Dla dziadka wózek z zawartością jest ważniejszy,
niż kurczowo przyciśnięta do ucha komórka.
Dziadek nie szafuje zwrotami:
Nie wolno! Nie możesz! Bo cię oddam Babie Jadze!
Dziadek ich w ogóle w swoim słowniku nie posiada.

Nie inaczej było z moim.
Zanim się jednak urodziłam,
na świat przyszła pierwsza córka dziadka. Moja mama.
Przyszła, przyszła...
Dziadek od tego miał żonę, by się pierworodną zajmowała.
On miał ważniejsze sprawy na głowie.

Ważniejsze sprawy przestały być takie ważne,
gdy żona musiała dłużej w pracy zostać.
Do samej ciemnej nocy.
Dziadek musiał przejąć obowiązki żony.
Gdy pełna złych przeczuć żona stanęła w progu mieszkania,
jej oczom ukazał się widok owe przeczucia potwierdzający.
Balia pełna wody na środku kuchni.
Zimnej wody, jak się później okazało.
W balii dziecko. W kaftaniku.
Dlaczego w kaftaniku?
Bo można za kołnierzyk złapać i zataczać dzieckiem kółka.
Dziadek nie zauważył nawet, że żona wróciła.
Dziadek KĄPAŁ córkę.
I to był jego ostatni raz. Ku jego radości.

Gdy na świecie pojawiłam się ja,
sytuacja zmieniła się diametralnie.
Dziadek nieba by mi przychylił.
Dziadek kąpał w ciepłej wodzie, a przedtem zdejmował kaftanik.
Nie było ważniejszej sprawy od zajmowania się mną, wnuczką.
Nie było większej przyjemności, niż opieka nade mną, ukochaną wnuczką.
Dziadek wolne chwile spędzał na bieganiu po mieście i zaglądaniu
do wszystkich wózków.
W domu z triumfem oznajmiał,
że obiektywnie rzecz biorąc, nasza najpiękniejsza!
Ja, wnuczka, najpiękniejsza.

Mama i babcia wiedziały, że spokojnie mogą
mnie zostawić z dziadkiem.
Z ucieleśnieniem odpowiedzialności.
Że zaopiekuje się lepiej nawet niż rodzona matka.
Niż ojciec, babka i cztery ciotki.

Do czasu, gdy dziadek nie zabrał swojej najpiękniejszej
wnuczki na sanki.
Bez zadyszki wtachał sanki z powrotem na IV piętro.
Ja zostałam w zaspie.
Na pytanie przerażonej babci,
czy czegoś przypadkiem nie zapomniał,
szedł w zaparte. Że nie.
Że może i stary, ale pamięć jak żyleta.
Babcia w słowach ostrych jak żyleta
zakomunikowała dziadkowi,
że jednak nie dorósł do roli ojca.

Na drugi dzień do naszych drzwi zapukała niańka.
Otworzył dziadek.
Że też krew się nie polała...

2 komentarze:

  1. No cóż wiek robi swoje :P

    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko skończyło się szczęśliwie, bo ja w tej zaspie słodko spałam. schody by się zaczęły, gdybym postanowiła zwiedzać świat ;P

      Usuń