piątek, 14 grudnia 2012

NIEWYGODNE PYTANIA


Wystarczy na nie mądrze odpowiedzieć.
Tak, żeby w pięty poszło. Phi.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Ile tak naprawdę masz lat? 
Niby niewinne. Zadane kobiecie, która dowód tożsamości z datą urodzenia trzyma w sejfie,
wcale nie jest pytaniem niewygodnym. Niewygodna natomiast jest odpowiedź.
W formie pytania:
A na ile wyglądam?
Szlag.

Ja też zadaję niewygodne pytania.
Gdy akurat się odchudzam, ich częstotliwość przybiera na sile.
Duży modli się wtedy non stop. O cierpliwość. I siłę.
No popatrz! mam łzy w oczach Waga się popsuła!
Przecież nie mogłam przytyć przez trzy dni 2 kilo, prawda?
Oczywiście kochanie, jutro kupię nową.
Duży wychodzi obronną ręką. Jest bezpieczny do dnia następnego.
Kiedy kupi wagę.
Widzisz? No widzisz?! Tu mam wałek! I tu! Widzisz?
Nie. Kochany.
Wyglądam jak baleron!
Nie wyglądasz.
Zbywasz mnie! Powiedz prawdę!
Nie wyglądasz.
Nie wierzę!
Uwierz. Zapasy cierpliwości i siły kurczą się w zastraszającym tempie.
Próbuje się wyłączyć. Słucha jednym uchem.
Zdrowie psychiczne jest najważniejsze.
Ale mam grubą dupę!!! Drę się z rozpaczą.
Sama masz gru... urywa w pół słowa, panika w oczach.
Nasz związek wisi na włosku.

Kiedy w końcu ty się zdecydujesz na dziecko?
Ależ już dawno się zdecydowałam.
Taaaak???
Że nie będę miała. Nie mam instynktu macierzyńskiego.
No co ty... Takie rzeczy przychodzą z czasem.
A jak nie przyjdą?
Przyjdą, przyjdą. No to kiedy?
Już mówiłam. Nie chcę. NIE CHCĘ.
Chcesz, chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Jasne. Niech ci będzie. Urodzę. Masz za swoje.
To kiedy następne?
No ludzie kochani...
A nie przydałaby ci się teraz parka?
A nie zatrudniłbyś się w zoologicznym?
Sprzedaż papug wzrosłaby o 100 %. Jak bum cyk cyk.

Nie chciałam mieć dzieci m.in. dlatego, że niechybnie nadszedłby czas trudnych pytań.
Niewygodnych. A ja wygodna jestem.
Skąd się biorą dzieci, mamo?
No i jak mam odpowiedzieć, żeby w pięty poszło, no jak?
To wszystko jeszcze przede mną. Nie będę się martwić na zapas.

Pewnego dnia, okazało się jednak, że mam się czym martwić.
Atak nie nastąpił ze strony dziecka. Nie umie mówić.
Do ofensywy przystąpiła moja własna, rodzona matka.
Kobieta akuratna. Kobieta, której wulgaryzmy są obce, bliska za to literatura piękna.
Kobieta oglądająca telewizję wybiórczo albo wcale, kochająca sztukę i piękno przyrody.
Kobieta, którą zafrapował jakiegoś razu zwrot nagminnie powtarzany
przez bohatera filmu sensacyjnego. Zwrot po angielsku, wypowiadany dobitnie, soczysty.
Córeczko, a co oznacza motherfucker?
No jakby ci tu, mamo, najprościej wytłumaczyć, żeby ci w pięty nie poszło...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz