niedziela, 28 lipca 2013

CZWARTA KLASA SIĘ HUŚTA


Zdarza się nam wyjść poza zaklęty krąg osiedla.
Nie, nie na terapię czy inne zajęcia wspomagające.
Wychodzimy, wyjeżdżamy gdzieś
i dopiero po drodze uzgadniamy cel podróży.
Nie tak dalekiej, w granicach miasta,
w granicach finansowej przyzwoitości.
 Finansowa przyzwoitość, a raczej ograniczenia
płynące z posiadanych zasobów finansowych
prowadzą nas ku miejscom rozrywki.
Rozrywki, której łaknie Lolek.
A Lolek różnorodności łaknie.
A my łakniemy tego lolkowego łaknięcia róznorodności,
albowiem wg naszej pani psycholog
to dobry objaw.
Ta chęć wyjścia z zaklętego kręgu.
Ta odwaga w oswajaniu nowości.

Oswajamy więc z Lolkiem pewnego dnia
nowe miejsce.
Gigantyczny plac zabaw.
Z gigantyczną liczbą ganiających dzieciaków.
Wśród gigantycznej rzeszy dorosłych
próbujących wyłowić z tłumu swoje pociechy.
Swoje uradowane do granic pociechy.

Nasza też jest wyraźnie uradowana.
Z tej radości non stop zmienia obiekt zainteresowania.
Może zjeżdżalnia?
O nie!
Huśtawka!
Już nie, teraz drabinki.
Albo piaskownica.
Nasza zmienia szybko te obiekty.
A Duży stara się jak może, by znikający punkt wyłowić z tłumu.
Stara się szybko.
Gania ten punkt, który jest wyjątkowo szczęśliwym punktem,
podczas gdy ja przyjmuję pozycję stacjonarną.
Siedzę sobie więc na ławce i klamotów pilnuję.

I podsłuchuję.

2 huśtawki.
Zajęte przez młodzież.
Płci żeńskiej.
A gdzieś tak z klasy czwartej podstawowej.
I słucham chichotów, szkolnych plot, zwierzeń.
Patrzę na powiewające włosy,
leginsy w neonowych kolorach i poobijane kolana.
I przypominam sobie siebie.
Sprzed miliona lat.
Gdy też się huśtałam.
I chichotałam.
A świat stał przede mną otworem.
A przyszłość była dla mnie tajemnicą.
I byłam szczęśliwa.
I plotkowałam.
I śmiałam się, szczerzyłam zęby, obgadywałam
chłopaków i koleżanki z innej szkoły.
I ta tajemnica, która wisiała nad całą naszą
nastoletnią paczką sprawiała, że byłyśmy szczęśliwe.
Tak jak już nigdy nie miałyśmy być.



Duży spotkał ostatnio na placu zabaw mamę z synem.
Znajomą, którą zna od lat 15, a której nie widział od lat stu.
Od słowa do słowa.
Problemy zdrowotne z synem.
Kłopoty ze zdrowiem z córką.
Autyzm syna.
Autyzm córki.
Co za zbieg okoliczności.

Syn w piaskownicy, córka na zjeżdżalni,
zwierzenia w toku.
Syn zaplanowany, a jakże.
Przez nią.
Przez niego.
Przez tego, który odwrócił się na pięcie od syna.
Zaplanowanego.
Od autyzmu, który okazał się niespodzianką
ponad jego siły.
A niespodzianki mają to do siebie,
że z planami nie mają nic wspólnego.
Strzelił focha ten ojciec na zmianę planów.
I odszedł od niej, od syna, od choroby.
I ona szarpie się sama.
Straszliwie.

A kiedyś się przecież huśtała.

2 komentarze:

  1. Dobrze że masz Dużego. Że nie uciekł. Że jest.
    A

    OdpowiedzUsuń
  2. To straszne, dziecko ma dwoje rodzicow a kocha jedno :(
    M d.

    OdpowiedzUsuń