niedziela, 5 maja 2013

CO WYDAJE SIĘ BOGU, A CO LEKARZOWI


Czym się różni Bóg od lekarza?
Bogu nie wydaje się, że jest lekarzem.


Rok temu.
Psycholog.
Od dzieci.
Specjalista pełną gębą.
Z piękną tabliczką na drzwiach gabinetu.

Opowiadam.
Choć trudno się wciąć między wódkę a zakąskę.
Między jedną mądrość a drugą.
Pani psycholog sypie nimi jak z rękawa.
Nie słucha.
Wchodzi w słowo.
Uśmiecha się drwiąco i kręci głową.
Sama do siebie.
Bo ja nie jestem partnerem do rozmowy.
Nie jestem Bogiem.

Streszczam się.
Rzucam konkretami.
Odpędzam dygresje.
Skupiam się na jądrze problemu.
Na problemach.
Kilku.

Wyrzucam z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
Żeby mi mądrości pani psycholog nie popsuły szyku zdania.

Nie chce sama jeść. Nie chce dotknąć.
Prawie niczego.
Nie mówi mama ani tata.
Nie mówi nic.
Nie naśladuje.
Ani tego co pokazuję, ani tego, co sama zaobserwuje.
Bo nie obserwuje.

Uf.

Proszę z córką zagniatać kluseczki.
Ciasto jest miłe w dotyku.
Miękkie.
Proszę często powtarzać mama i tata.
Albo babcia.
Proszę przy córce jak najczęściej wykonywać czynności domowe.

Złote rady nie do przecenienia.
Że też ja sama na to nie wpadłam.

Ale to się zmieni.
Obiecuję.
Czego się nie robi dla dziecka.

Przestanę od rana do wieczora leżeć na otomanie
w sukni balowej z kieliszkiem szampana w ręku.
Jakoś się wdrożę w przyziemne czynności domowe.
Dla dziecka.

Przywiążę dziecko do kaloryfera.
Położę przed nim stolnicę.
Z ciastem.
Takim mięciutkim.
Stanę z batem.
I będę łagodnie tłumaczyć:
No zagniataj te cholerne kluseczki!!!

Przestanę cytować całymi dniami Czechowa w oryginale,
a o sobie już nigdy nie będę mówiła w trzeciej osobie.
Per hrabina.
Zacznę mówić mama.
Piekielnie trudne.
Ale czego się nie robi dla dziecka.

A w ogóle to rozwój przyhamował,
bo dziecko uczy się chodzić.
Amen.

Nie zapytam, czy gdy zacznie uczyć się czytać, to przestanie chodzić.
Nie zapytam,
bo z Bogiem się nie dyskutuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz