poniedziałek, 6 maja 2013

ZACHŁYSNĄĆ SIĘ SZCZĘŚCIEM AŻ DO WYRZYGANIA


Wczesna diagnoza to szczęście.
Pisałam wielokrotnie.
Do wyrzygania.
Specjaliści powtarzają to często.
Bardzo często.
Do wyrzygania.

Z małym dzieckiem, dzieckiem, które nie ukończyło 4 lat,
pracuje się lepiej.
O niebo lepiej, bo jest małe,
chłonne, uczy się szybciej.
I takie tam.
Im dalej w las, tym więcej drzew.

Autyzm to całościowe zaburzenia rozwoju.
Całościowe.
Autyzm wymaga zatem holistycznego leczenia.
Całościowego.
Uderzać trzeba z każdej strony.
Często nie wiadomo jak.
Lekko czy mocno.
Często czy z przerwami.
W grupie, czy indywidualnie.
Metodą taką, śmaką czy owaką.
A może wszystkimi na raz.

Wiadomo, że nie wolno stać w miejscu.
Trzeba coś robić.
Próbować.
Trenować.
Tresować.
Może coś zadziała.
Może za tydzień.
Może za rok.
A może efekt będzie za kilka lat.
Jeśli będzie.
Ale nie będzie go na pewno, jeśli się odpuści.
Chyba że zdarzy się cud...

Zachłysnęłam się szczęściem na wiadomość,
że Lolka przyjmą do przedszkola.
Specjalnego.
Że będzie miał dostęp do specjalistów.
W ramach wyrównywania szans.
Że mu pomogą.
Że będą pracować.
Intensywnie.
Często.
Indywidualnie.
Że będą to robić ci, którzy to robią na co dzień.
Więc się znają.
Zęby na tym zjedli.

Pławiłam się w tym szczęściu 2 miesiące.
Do wyrzygania.

Do momentu, gdy jednak okazało się,
że Lolka nie ma na liście.
Z prostego powodu.
Wiek uprawniający do korzystania z przywilejów przedszkolaka,
specjalnego przedszkolaka, osiągnie w lutym.
A nie we wrześniu.
A do przedszkola, wie to każdy przedszkolak,
zdrowy przedszkolak,
idzie się we wrześniu i basta.
W lutym też go nie przyjmą.
Bo jak?
W środku sezonu?
Nie przyjmuje się w środku sezonu.
Sezonu na naukę.
Sezonu na szansę.
Na w miarę normalne życie.
Nie było końca zapewnieniom,
że przyjmą Lolka za 2 lata.
Gdy będzie miał 3 lata i 7 miesięcy.
Gdy minie rok i 6 miesięcy od diagnozy.
I 2 lata i 8 miesięcy od regresu.
Od pierwszych objawów.

Wiem.
Jest po prostu za mały.
Dzieci do 3 roku życia powinny podlegać terapii indywidualnej.
Najlepiej w środowisku domowym.
Terapeuta - dziecko.
Najlepiej 20 - 25 godzin tygodniowo.
Jak najszybciej.
Godzina pracy z terapeutą to niemałe pieniądze.
Kilka godzin tygodniowo to ogromny koszt.
Ogromny.
Kilkadziesiąt poza zasięgiem szarego rodzica.

Dlatego cieszyłam się jak głupia na to przedszkole.
W którym ktoś obiecał miejsce.
I zapewniał solennie.
Że na bank.
Na pewno.
Na milion procent.
Do wyrzygania.

Mogłabym ryczeć i ryczeć.
Z wściekłości.
Bezsilności.
Aż do wyrzygania.
Ale nie.
Ominę ryk.
Już się naryczałam.
Po wsze czasy.
Pominę płacz.
I od razu się wyrzygam.
Wyrzucę z siebie złość.
Tak.
Będę rzygać na to wszystko.
Aż poczuję ulgę.
Aż skończę.
I podniosę łeb znad klozetu.
Potem otrę usta.
Otrzepię kolana.

I pójdę dalej.

4 komentarze:

  1. Cholera jasna przeciez to nie do pomyslenia,lekarze jedno a przepisy drugie.Kto pisze te madrosci? Polska juz calkiem schodzi na psy. Mimbla dla ciebie cale gory cierpliwosci i spokoju na serduszku.
    M d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mało tego. dzwoniłam do drugiego przedszkola. pani z sekretariatu poinformowała mnie, że do przyjęcia dziecka autystycznego w ich szanowne progi potrzebne jest orzeczenie o niepełnosprawności. a na to się czeka. długo. by wystąpić o orzeczenie trzeba mieć diagnozę na piśmie. ja mam skrót, bowiem cały opis miał dotrzeć pocztą w ciągu miesiąca. widocznie ja żyję w innym wymiarze czasowym, bo dla mnie mija drugi miesiąc, a papierów ni widu, ni słychu. 12.05 minie równo 8 tygodni. w stolicy twierdzą, że wysłali. chyba końmi rozstawnymi. i czego się jeszcze dowiedziałam od pani z sekretariatu w przedszkolu? że orzeczenie wydaje się dzieciom powyżej 3 roku życia... nie chce mi się wierzyć. pani twierdzi, że psycholog z ich placówki załamuje nad tym przepisem ręce, bo wczesna diagnoza sobie, prawo sobie... dzwoniłam do źródła (tam gdzie mam złożyć papiery dot. orzeczenia), pani miała zły dzień. a raczej brak wiedzy i znajomości przepisów przelała w niewybrednych słowach na mnie. nie dowiedziałam się niczego. gdzie nie zadzwonię słyszę sprzeczne informacje. otrzymujesz diagnozę i myślisz, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy by pomóc swojemu dziecku. w uszach dźwięczą ci słowa specjalistów "szybko, szybko, szybko, jeszcze nie wszystko stracone!". więc chodzisz, dzwonisz, piszesz. i odbijasz się od ściany. i wszędzie mur. i tak jak napisałam w poście- rzygać się chce, bo płakać już się nie ma siły.

      Usuń
    2. Tak to oni wlasnie robia ,zwykly czlowiek na wszystko mosi czekac o wszystko prosic skulic uszy zeby bron Boze nie urazic zeby sie czegos dowiedziec a i tak jest odsylany to tu to tam i nic na koncu nie wie,i czuje sie podle bo jak smial i zadzwonil,szczerze wspolczuje tej chorej syluacji.To jakas paranoja,az sie we mnie gotuje.
      M d.

      Usuń
    3. najśmieszniejsze (albo najbardziej żałosne, niepotrzebne skreślić), że pani Krysia mówi to, pani Basia tamto, a pani Gertruda jeszcze co innego. i wszystkie twierdzą, że mają rację. i wszystkie wmawiają człowiekowi, że swoje opinie opierają na przepisach. bądź tu mądry i pisz wiersze.

      Usuń