piątek, 17 maja 2013
CZY MOŻNA SIĘ ZAKOCHAĆ W KRANIE?
- Ona ma biały dywan w kuchni.
Biały! I puszysty! Wyobrażasz sobie?
I błyszczący kran.
Ona zawsze ma błyszczące krany.
Wypucowane na błysk.
Zawsze.
A w jej mieszkaniu tak pachnie...
O Boże, jak pachnie.
Świeżością.
Morską bryzą.
Lasem.
Nie wiem czym.
Czystością.
Porządkiem.
No bosko.
Znajoma mojej mamy.
Około sześćdziesiątki.
Bezdzietna.
Niezamężna.
Sama w wielkim mieszkaniu.
Wypucowanym na błysk.
Wypieszczonym do granic.
Czy można się zachwycać kranem?
Bez śladu kropli na powierzchni?
Idealnym połyskiem?
Bielą dywanu?
W kuchni?
W miejscu, które jest najgorszym miejscem dla dywanu?
Puszystego?
I, o matko i córko, białego???
Czy można mdleć przy pierwszym uderzeniu w nozdrza zapachu?
Tego zapachu?
Świeżości, czystości, idealnego porządku?
Widocznie można.
Widocznie nie można się powstrzymać.
Widocznie idealna pani domu potrafi zdziałać cuda
i doprowadzić gości do ekstazy.
Połyskiem gładkiej powierzchni kranu.
Śnieżną bielą dywanu.
Zapachem.
Idealna pani domu sama się napawa.
Bez gości.
Zapachem, porządkiem, połyskiem.
I jest szczęśliwa.
Ja też lubię błyskotki.
Ładne aromaty.
Jasne kolory.
Mimo że do wzorowej pani domu mi daleko.
Mój kran nie daje po oczach połyskiem.
Biały dywan w domu, w którym jest dziecko, to głupi pomysł.
Rześkie powietrze płynące wprost z pudełeczka w kontakcie
to pomysł jeszcze głupszy.
Kontakt, pudełeczko, żer dla Lolka.
Nie ma co wywoływać wilka z lasu.
Ale lubię jak błyszczy.
Oko Lolka.
Kocham.
Cud prawdziwy.
Jak oko może być takie małe?
Tak błękitne?
Jak Bałtyk.
Jak może, to oko...?
Tak błyszczeć na widok jajecznicy?
Na mój widok?
Niemożliwe.
A jednak.
Cud.
Lubię jak pachnie.
A Lolek pachnie.
I to jak.
Karmelem.
Budyniem.
Mlekiem.
Schłodzonym arbuzem.
Moją pierwszą randką.
I ciepłym wiatrem.
Który czułam na twarzy podczas pierwszej randki.
I pachnie jeszcze ciastkami mojej babci.
Która nie żyje od 20 lat.
I lasem dziadka.
Tym lasem, w którym taaaakiee grzyby...
I jeszcze rybą.
Jeśli była na obiad.
I ciepłym piaskiem znad morza.
Chociaż wypadu nad morze nie było.
I...
I błysk mam we wzroku gdy patrzę.
Gdy wącham.
Gdy czuję.
Moje dziecko.
Mój prywatny cud.
Jedyny.
Niesamowity.
Cudowny.
Cudowny cud.
Żaden kran się nie umywa.
Żaden dywan nie ma szans.
Nie ma takiego odświeżacza powietrza, który równocześnie
pachniałby budyniem, rybą i górami.
Nie ma i nie będzie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
True, ja też wole moje dzieciaki niż czysty dom i pełny portfel:)
OdpowiedzUsuńTrue, ja też wole moje dzieciaki niż czysty dom i pełny portfel:)
OdpowiedzUsuńja wolę i Ty wolisz. ale to nie znaczy, że ktoś, kto nie ma dzieci i pucuje kran do kości jest gorszy. i nieszczęśliwy. jest szczęśliwy. bo nie wie co traci. jest szczęśliwy inaczej. każdy ma prawo do swojego szczęścia przeżywanego na swój sposób. ja kiedyś zapierałam się rękami i nogami przed macierzyństwem. nie czułam czaczy. w końcu się zdecydowałam. i nie żałuję. teraz wiem, co bym straciła. ale nie wiedziałabym tego, gdyby Lolek nie pojawił się na świecie. więc gdybym nie podjęła decyzji o urodzeniu dziecka, to siedziałabym w kuchni na białym dywanie, gapiłabym się w kran jak w lustro i byłabym w siódmym niebie. myślę, że problem pojawia się wtedy, gdy ktoś ma dzieci, ale brudny kran spędza mu sen z powiek. a i takie przypadki się zdarzają. i to jest smutne. bo kran ważniejszy niż dziecko...
Usuń