poniedziałek, 20 maja 2013

TO SOBIE POPLOTKOWAŁYŚMY W KOLEJCE DO LEKARZA


Lekarza od dzieci.
Z dziećmi matki.
Koczujące po kilka godzin.
Bo lekarz dobry.
A dobrego ze świecą szukać.

I mogłoby to wyglądać tak:
- Moja już mówi pełnymi zdaniami.
Jak stara!
- Och, naprawdę? A moja ma wilczy apetyt.
Wcale nie mam problemu z karmieniem.
- Zazdroszczę. Mój poza słodyczami świata nie widzi.
- Ja ograniczam jak mogę, ale jak woła daj lizaka mama! to się łamię...
- Tak, jak tu się nie złamać.
- Już zapisałam do przedszkola.
Tego, wie pani, najlepszego w mieście.
Taki zdolny, żal do innego...
- A na kupy to śliwki. Nam zawsze pomaga.
- Do ojca podobna, dwie krople.

Ale nie wygląda.
Nie w moim życiu.

- Dostałam kopa. Na wstępie.
Chuchałam i dmuchałam.
I co?
Matka koczująca pod gabinetem lekarskim
przytula Karolka.
Małego blondynka.
Cudnego.
Karolek uśmiecha się do matki.
A matka do niego.
Takim uśmiechem co to tylko matka do syna.
Takim co to syn do matki.
Dwuletni syn.
Z zespołem Downa.
I ja ją rozumiem.
Rozumiem o czym mówi.

- Trzeba mieć siłę. Taaa... Siłę.
Sama siła nie wystarczy. Trzeba mieć pieniądze.
Na lekarzy. Mąż wyjechał z kraju.
Żeby więcej zarabiać.
Ja się tłukę po specjalistach sama.
I ciężko jest.
Rozumiem każde słowo.
Jak ja ją rozumiem.

- Na początku wyłam. Teraz już nawet nie płaczę.
Nie mam już siły.
Tak.
To prawda.
Najprawdziwsza.

- Byłam na komunii. Niedawno.
Rodzina zapytała, czy się odchudzam.
Bo tak schudłam.
Szkoda słów.
Szkoda. Wielka szkoda.

- Mam chwilę dla siebie tylko wtedy gdy Karol śpi.
I chwila polega na tym, że przeglądam z obłędem w oczach
kalendarz. Zapisany. Cały zapisany.
Żeby nie zapomnieć o badaniach, wizytach, zajęciach.
I znów wiem o czym mówi.
Dokładnie wiem.

- Czasem myślę, że dobrze by było mieć drugie dziecko.
Chciałabym. Ale się cholernie boję.
Znam ten strach.
Bardzo dobrze.

- Dogoterapia. Jasne. Pies nie maskotka, tylko dodatkowy 
obowiązek. Nie dam rady. No nie dam.
Wiem, kochana.
Wiem.
Rozumiem.
Naprawdę.

- Gdy go urodziłam mówiono mi w szpitalu,
żebym zostawiła. Że urodzę sobie drugie...
I mówiły to kobiety, które same były matkami.


I nie rozumiemy.
Obydwie nie rozumiemy.
Ani w ząb.
Tamtych kobiet.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz