czwartek, 9 maja 2013

PATRZĘ PRZEZ PRYZMAT


Widziałam go.
Wczoraj.
Na placu zabaw.
Przyszedł z mamą.
Na oko czteroletni.
Może trochę starszy.
Na oko zwykły chłopiec.
Taki, jakich na placu mrowie.
Na oko.
Dopóki nie podszedł do wózka.
Naszego wózka.
Przy którym stałam i wyciągałam kubek.
Z Lolkową wodą.
Nie podszedł do mnie.
Zbliżył się do wózka.
Zakrył uszy dłońmi.
I zaczął piszczeć.
Trwało to chwilę.
Nikt nie zwrócił uwagi.
Bo jego pisk ginął we wrzawie, w pisku innych dzieci.
A potem pobiegł do mamy.
Wziął w małe dłonie piłkę.
I rzucał.
Do mamy.
A mama do niego.
I ładnie razem wyglądali.
I ta mama.
Uśmiechnięta.
A on nie.
On się nie uśmiechnął ani razu.
Ale ładnie rzucał.
I łapał.
Dopóki piłka nie poturlała się kilka metrów dalej.
Nie tak daleko.
Duża.
Niebieska.
I pobiegł.
Ten chłopiec.
Po piłkę.
Bo mama poprosiła.
I minął piłkę.
Dużą.
Niebieską.
I nie spojrzał na nią.
Nawet gdy mama pokazywała cierpliwie, że tam,
że niebieska, że na trawie, że obok jego nogi.
Chłopiec patrzył.
Ładnie.
Na palec mamy.
Nie potrafił spojrzeć w kierunku, który ten palec wskazywał.
Stał obok piłki i nie wiedział, że obok niej stoi.

Czy podeszłam do tej mamy?
Takiej jak ja?
Wiem, po prostu wiem, że takiej jak ja.
Czy zapytałam?

Nie.
Bo o co miałam zapytać?
I jak?
I po co?

Bo sama boję się, że ktoś podejdzie.
Niekoniecznie taki jak ja.
I zapyta.
Bo nie będzie miał skrupułów.
Bo będzie ciekawy.
Być może nawet wścibski.
A ja nie będę wiedziała, co odpowiedzieć.
I jak.

Żeby nie wprawić go w zakłopotanie.

2 komentarze:

  1. Cholera. Strasznie to trudne. Duzo odwagi.
    M d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taki przyspieszony kurs utrudniania życia. odwaga jakoś z każdym dniem nie wzrasta, a myślałam, że będzie...

      Usuń