W ten świat.
Znów ułożyłam kredki.
Jedna przy drugiej.
Równo, równiutko, równiusieńko.
Zorientowałam się przy dziewiątej.
Żółtej.
Którą popchnęłam w pewnej chwili delikatnie palcem.
Bo równo miało być.
I już.
Bo musiało być równo.
I koniec.
Bo nie mogło być inaczej.
Bez dwóch zdań.
Gdyby ktokolwiek mnie kiedyś zobaczył.
Na obrzeżach pewnego miasta.
Mnie.
W zupełności nie podobną do nikogo.
Kobietę.
Kręcącą się w kółko.
Biegającą bez celu.
W tę i z powrotem.
W tę i z powrotem.
Gdyby ktoś był świadkiem...
Niech nie dzwoni po rosłych panów.
Z kaftanem bezpieczeństwa.
Nie będzie mi potrzebny ten kaftan.
Bo kręcąc się już będę bezpieczna.
Panowie będą zbędni.
Bo potrzebni są szalonym.
A ja przecież będę biegać po to właśnie,
by nie oszaleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz