sobota, 15 czerwca 2013

I JESZCZE RAZ O MARZENIACH


Gdy się marzy, życie staje się znośniejsze.
Gdy się marzy o wygranej w totka,
przez chwilę jest znośne i to bardzo.

Czy marzę o kupie forsy?
Już nie.
Nawet w totka nie gram.
Nie pamiętam, że można grać.
I wygrać.

Czy nie marzę wcale?
Skąd.
Marzę.
I snuję wizje.
Na jawie.
I przez chwilę życie jest znośne.
I to bardzo.

Wyobrażam sobie, że poranek w moim domu
zaczyna się od krzyku:
- Mamo! Mamooooo!!! Chodź!
A ja lecę na złamanie karku
i po drodze myślę, co się mogło stać.
Potwór pod łóżkiem?
Pusto w brzuchu?
Pić?
A może po prostu jestem potrzebna ot tak
jako mama.
Jako ktoś najważniejszy.
Dla Lolka.
- Mamoooo!!! No chodź!!!
Słyszę wyraźnie.
Na jawie.
I z lubością tę chwilę przeciągam.
Każdą głoskę.
Wszystkie wykrzykniki.
I z lubością pędzę.
By usłyszeć.
- No! Nareszcie! Przytul mama!


Więc przytulam.
Mocno.
Na jawie.
W rzeczywistości.
W tej prawdziwej rzeczywistości.

Mimo że nikt nie woła.

2 komentarze:

  1. Zawoła, napewno! Wierzę w to głęboko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję... problem w tym, że Lolek nie czuje potrzeby by zawołać. Lolek nie czuje potrzeby by się spontanicznie przytulić. robi to na polecenie. i dobrze, że to polecenie rozumie. źle, że nie wypływa to z jego potrzeby. Lolek nie czuje potrzeby nazwania mnie mamą, mimo że czasem powtórzy "mama", gdy proszę. powtarza, ale to dla niego zlepek nic nie znaczących głosek. czyli umie powiedzieć, ale nie widzi potrzeby by mnie tak nazwać. by nazwać mnie jakkolwiek. nie mówiąc o tym, że przytulanie to abstrakcja. mimo że czasem wejdzie na kolana. czasem. i tyle.

      Usuń