wtorek, 18 czerwca 2013
ZARŻNĄĆ DZIECIŃSTWO
Jak?
Nadgorliwością.
Własnymi niespełnionymi ambicjami.
Pośpiechem.
Udziałem w wyścigu.
Które dziecko pierwsze.
Robi to i to.
Które lepiej się rozwija.
Które ma więcej zajęć.
Pozaszkolnych.
Pozaprzedszkolnych.
Pozażłobkowych.
Bo zacząć trzeba wcześnie.
Bardzo wcześnie.
Bo świat pędzi i nie poczeka.
Najlepiej kierunek studiów wybrać
przed pierwszym rokiem życia.
Na balet zagonić gdy malec pewnie postawi pierwszy krok.
Umie trzymać kredkę?
Koniecznie kółko plastyczne.
Wzięło w rękę plastelinę?
Zajęcia z rzeźby.
Potrafi siedzieć?
Niech siedzi na koniu!
Tak cudnie wali łyżką w metalową pokrywkę?
Nic tylko nauka gry na perkusji.
Najlepiej codziennie.
Najlepiej w czasie jazdy.
Na koniu.
Bo czasu mało.
A dziecko z dnia na dzień coraz starsze.
A wokół inne dzieci.
Coraz zdolniejsze.
Coraz bardziej zajęte.
I bawiło mnie to podejście niezmiernie.
I wiedziałam, że ja postępować będę inaczej.
I byłam pewna, że dam luz.
Sobie i dziecku.
Znajdę złoty środek.
By robiło to, co lubi.
By było dzieckiem.
Bo na bycie dzieckiem jest określony czas.
Który płynie.
I leci na złamanie karku.
I nie da się go zatrzymać.
Ani cofnąć.
Trzeba go przeżyć.
Jak dziecko.
Przeżywam więc dzieciństwo Lolka.
Razem z Lolkiem.
Przeżywam, gdy usiłuje rysować.
Na zajęciach.
I ściskam kciuki, by rysował.
Bo grafomotoryka słaba.
Motywować trzeba.
Kółko narysuj.
Kreskę.
Kropkę.
Przyciśnij kredkę, Lolku, przyciśnij mocniej.
Nie bój się.
Przeżywam, gdy uczy się skakać.
Na trampolinie.
Bo na trampolinie najłatwiej nauczyć się skakać.
Lolek wciąż się uczy.
Chce podskoczyć.
Ale nie umie.
Nawet na trampolinie.
A ja zaciskam kciuki.
I wstrzymuję oddech.
Na pewno ci się, Lolku, uda.
Na pewno!
A czas pędzi.
Tik tak, tik tak.
Przeżywam, gdy uczy się samogłosek.
Gdy uczy się rozpoznawać A, U, I na papierze.
Przeżywam, gdy rozpoznaje.
Bo moje dziecko niedawno skończyło 2 lata
i już uczy się czytać.
Tak, czytać.
I jakkolwiek absurdalnie to brzmi,
moje dziecko by zaczęło mówić,
musi nauczyć się czytać.
I czyta.
Na razie samogłoski.
Wszystkie.
I ubaw ma po pachy.
Że czyta.
A ja powieki zaciskam.
I wyobrażam sobie, że mówi.
Że to czytanie pójdzie jak z płatka.
I Lolek zacznie czytać na głos.
I mówić.
Jasna cholera, mówić!
Czy bawi mnie to niezmiernie?
Głupie pytanie.
Czy jestem nadgorliwa?
Skąd.
Czy do głosu dochodzą moje niespełnione ambicje?
Oczywiście.
Mam ambicje.
Na razie niespełnione.
Takie ambicje mianowicie,
że chcę, pragnę, żądam,
by moje dziecko było zdrowe.
Zdrowe.
Takie mam ambicje.
Ja, nadgorliwa matka.
Takie!
I gdyby mnie było stać na hipoterapię,
to moje dziecko recytowałoby wszystkie samogłoski
podczas jazdy.
Na koniu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A jak nie brać udziału w tym wyścigu? To też nie lada wyzwanie. ..
OdpowiedzUsuńK.
ja muszę brać udział. a myślałam kiedyś, że uda mi się wymigać. dla mnie i dla Lolka stawka jest bardzo wysoka. no to się ścigamy. z czasem. dobrze, że Lolek nie zdaje sobie z tego sprawy. Lolek po prostu się bawi trochę bardziej intensywniej niż rówieśnicy. ja się bawię trochę gorzej :P
UsuńDobrze ze przez zabawe tyle mozna dziecko nauczyc,bez stresu,inaczej byloby ciezko i dla rodzica i dla dziecka.
OdpowiedzUsuńM d.