Każda matka lubi się chwalić swoim dzieckiem.
Umie już to, robi tamto, w życiu nie zrobi czegoś tam, bo wie, że nie wolno.
Czasem te przechwałki są na wyrost.
Dlatego przechwałki.
Przykłada but do nogi - umie założyć trampki.
I zasznurować.
Wpadła mu w łapkę szczoteczka - myje zęby.
I samo plomby wstawia.
Wyciągnęło brudną skarpetę z kosza na bieliznę-
pierze.
I zapewne prasuje po wysuszeniu.
Niech i tak będzie.
Dziecku się krzywda nie dzieje,
matka przeżywa chwile rozkosznej sławy na placu zabaw.
Że jej dziecko takie zmyślne, sprytne i mądre ponad wiek.
Gdy moja przykładała but do małej stópki,
to widziałam, że przykłada.
A nie zakłada.
Gdy wyciągnęła skarpetę, to wyciągnęła.
Do prania jeszcze daleko.
Gdy pierwszy raz trafiła łyżką do buzi,
to odczekałam jeszcze kilkanaście prób,
by z dumą powiedzieć, że uczy się jeść samodzielnie.
Mówię jak jest.
Tak już mam.
Na zajęciach też mówię.
O tym jak jest.
Raz gorzej, raz lepiej.
Nie ściemniam.
Mówię do pedagoga i psychologa.
A one mogą pomóc tylko wtedy, gdy usłyszą prawdę.
Widzą Lolka raz w tygodniu.
To za mało by wydać obiektywną opinię.
By sypnąć fachową radą.
Która pomoże.
Muszę mówić.
Zgodnie z prawdą.
I nie zmuszam się do tego.
Zawsze tak mówiłam.
Tak już mam.
Więc powiedziałam któregoś piątku.
Że Lolka ciągnie do dzieci.
I że ślicznie naśladuje.
To. co dzieci robią.
Że widzę sens w rzuceniu Lolka od września na głębokie wody.
Nieprzewidywalne wody przedszkola.
Że chcę Lolka wrzucić w sam środek grupy zdrowych dzieci
i czekać co z tego wyniknie.
A nadzieję sporą mam, że wyniknie dużo dobrego.
Nie byłam sama, gdy się dzieliłam moimi złotymi myślami.
Przysłuchiwała się mama innej dziewczynki.
Trochę starszej od Lolka.
Trochę innej...
Dziewczynki potrafiącej wyć, piszczeć, pluć, rzucać czym popadnie
i w kogo popadnie przez całe zajęcia.
Całe długie zajęcia.
Tydzień w tydzień.
Piątek w piątek to samo.
Mama tej dziewczynki wtrąciła się w rozmowę.
- Moja tak samo! Garnie się do dzieci!
Na placu zabaw!
Chce się z nimi bawić. Naśladuje!
Najpierw głowę odwróciła pani psycholog.
Potem pani pedagog popatrzyła powoli.
Na tę mamę.
Zrobiło się cicho.
Mama straciła rezon.
- Właściwie to u nas nie ma placu zabaw, bo mieszkamy
w małej wsi...
No i córka nie ma kontaktu za bardzo z dziećmi,
bo dom na uboczu...
Głos się niesie, nawet dzieci są wyjątkowo cicho,
słuchają wszyscy.
- Ale naśladuje! Lubi dzieci!
Te na placu...
Śmieszne?
Żałosne?
Głupie?
Nic z tych rzeczy.
Rozpaczliwe.
Pełne żalu.
Rozpaczy.
Poczucia niesprawiedliwości.
Kurewskiej niesprawiedliwości.
Bo ten autyzm jest tak kurewsko niesprawiedliwy,
że aż przekleństw brakuje.
Az lzy do oczu sie cisna.
OdpowiedzUsuńM d.
nigdy nie przypuszczałam, że będę słuchać takich rzeczy, patrzeć na takie sytuacje z bardzo bliska. nigdy. a jednak. to jest naprawdę inny świat:(
Usuńniesprawiedliwy
OdpowiedzUsuń