czwartek, 13 czerwca 2013

PRZYPOWIEŚĆ O KAPUŚCIE


- Jeśli dziecko autystyczne do 7 roku życia nie zacznie mówić,
to najprawdopodobniej mówić nie będzie.
Kolejna informacja.
Z ust kolejnego terapeuty.
Podczas setnego wywiadu z nami, rodzicami.
- Mówi 50 %. Połowa.
Tak, wiemy, że 50 % to połowa.
Tak, zdajemy sobie sprawę, że mamy szansę.
Połowiczną.
I że na dwoje babka wróżyła.
Nie wiedzieliśmy, że mamy czas do siódmych urodzin Lolka.
Już wiemy.
Że istnieje ta granica.
Daleko do niej.
Albo bardzo blisko.
Ale mamy jeszcze czas.

Nie, nie będziemy siedzieć i czekać.
Będziemy chodzić do logopedy.
Powiem więcej.
Już chodzimy.
Co tydzień.
Codziennie ćwiczymy też w domu.
I ćwiczymy.
I bawimy się.
I ćwiczymy.
W odgadywanie literek.
W powtarzanie samogłosek.

Lolek umie "przeczytać" wszystkie.
Kojarzy znak graficzny z dźwiękiem.
I potrafi właściwy dźwięk wydać.
Umie powtórzyć każdą samogłoskę.

Najtrudniej było z U.
Zrobienie z małych ust dziobka - przeszkoda nie do pokonania.
Przez 3 miesiące.
Wczoraj bariera legła w gruzach.
Nikt tak pięknie nie mówi U jak Lolek.
Któremu od pewnego czasu żadnego problemu nie sprawiało
wrzaśnięcie na całe gardło ku ku!
Natomiast powtórzenie U to był kanał.
U dołączyło do reszty samogłosek.
Mamy komplet.
Mamy kolejny powód do dumy.
I radości.

I nie mielibyśmy tego powodu, gdyby nie pani logopeda.
Niezbyt ostra, niekoniecznie przesłodzona.
Stanowcza.
Z podejściem.
Z wykształceniem.
Z powołaniem.

Chodzimy więc sobie do tej pani.
Siedzimy w słonecznym gabinecie.
Przez godzinę.
I pracujemy prawie bez wytchnienia.
I wychodzimy po 60 minutach.
Wprost na tętniący życiem plac zabaw.
Dosłownie.
I czasem żegnamy się jeszcze w drzwiach.
I ustalamy plan pracy.
I gawędzimy o tym i owym.
O postępach Lolka.
O deficytach.
O autyzmie.
I nie zastanawiamy się, czy za naszymi plecami ktoś stoi.
I słucha.

Więc kiedy po ostatniej rozmowie już w progu
odwróciłam się by odnaleźć wzrokiem Lolka,
który wystrzelił po zajęciach jak z procy
w kierunku zjeżdżalni, napotkałam wzrok jakiejś matki.
Która stała nieopodal i przysłuchiwała się.
Naszej rozmowie.
Widocznie odwróciłam się zbyt szybko.
Widocznie popełniłam błąd.
I nie krzyknęłam: Uwaga! Robię odwrót!
Bo we wzroku matki czaiło się przerażenie.
Wróć!
Nie czaiło się.
Wypełzało z okrągłych oczu i rozłaziło się lepko
po mnie.
I Dużym.
Usta miała otwarte.
Szeroko.
I nie zamknęła ich nawet gdy popatrzyłam
prosto w jej wystraszone źrenice.
Ruszyliśmy z Dużym w pogoń za Lolkiem,
a ona dalej stała.
I dalej miała szeroko otwarte oczy.
I usta.

Tylko przez chwilę zastanawiałam się,
czy nie wyrosło mi na czole trzecie oko,
a szyja moja nie pokryła się łuską.
Wtedy reakcja tej matki nie byłaby przesadzona.
Ale nie.
Nic mi nie wyrosło.
Uf.
Nic mi nie wyrosło ani na szyi, ani na czole.
Wyrosło mi tylko dziecko z autyzmem.
Tylko.
I ta matka usłyszała.
I nie zapanowała nad reakcją.

Ale ja zapanowałam.
Nad sobą.
Nie powiedziałam nic.
Chociaż cięta, błyskotliwa riposta siedziała mi na końcu języka.
Przełknęłam.
I czułam jak się przesuwa przez gardło.
Przełyk.
Jak spada do żołądka.
I podśpiewuje sobie cichutko podczas drogi.

Zmruż oczy, bo ci żaba wskoczy.
Zamknij usta, bo ci wleci kapusta.

2 komentarze:

  1. A Lolek bedzie mowil i koniec.Przy takiej mamusi (ktora uczy kazdego dnia,ktora ciagnie do roznych specjalistow,ktora walczy jak lwica,ktora robi wszystko co tylko...i to wszystko z milosci) to Lolek zeby nie chcial to bedzie mowil.Dla mamusi.
    M d.

    OdpowiedzUsuń