niedziela, 30 czerwca 2013

CO TAM PANIE PRZY WYPISIE


Wypis ze szpitala.
Papier.
A na nim zalecenia.
Czytam i oczom nie wierzę.

Z autyzmem trzeba się zaprzyjaźnić i z nim żyć.
Bo autyzm nie jest chorobą, więc nie się go leczyć.
Jest zaburzeniem neurologicznym, które ma wpływ
na rozwój mózgu w sferach rozumowania,
kontaktów z ludźmi i porozumiewania się ze światem.

Jeżeli zaburzenia dotykają trzech sfer o których mowa powyżej,
nie ma mowy o spektrum.
Mowa o całościowych zaburzeniach rozwoju.
Mowa o autyzmie dziecięcym.
Dziecięcym nie dlatego, że dotyka tylko dzieci.
Dziecięcy dlatego, że ujawnia się w okresie dziecięcym.
Ujawnia się jak wół do 3 roku życia.

I ok.
I z tym się zgadzam.
I Lolek przejawia zaburzenia we wszystkich sferach.
Trzech.
Bo Lolek ma autyzm dziecięcy jak byk.
I nie da się tego ukryć.
Ani zaprzeczyć.

Czy da się wyleczyć?
Nie.
Czy da się leczyć?
Tak.

Paradoks.
Wiem.
Leczenie powinno prowadzić do wyleczenia.
Po co leczyć, skoro nie da się wyleczyć?

Ano po to, by zaburzenia uległy zmniejszeniu.
Ano po to, by autystyczne dziecko otworzyło się choć trochę.
Na ten obcy świat.
Jemu obcy.
Nasz świat.

I po to wreszcie, by dziecku było łatwiej.
Prościej.
By bolało mniej.

Więc czy mam się zaprzyjaźnić i nie leczyć?
I żyć?
Z tym autyzmem?

Żyję.
Bo nie mam wyjścia.
Leczę.
Bo wierzę, że jest wyjście.
Bo widziałam już autystyczne dzieci wyjące,
wyginające nienaturalnie palce dłoni,
zaciskające szczęki,
rwące włosy z głowy,
plujące,
uderzające w ścianę.
Głową.

Bo tak trudno im znieść nasz świat.
Który atakuje z każdej strony.
Uderza.
Dostarcza bodźców, które dla dziecka z zaburzeniami
są nie do przyjęcia.
Bolą.
I to jak.

Dlaczego mam nie leczyć?
Nie poddawać terapii?
Skoro to pomaga?
Pomaga żyć?
Mojemu dziecku?
Pomaga zrozumieć nasz świat?
Który przez to mniej boli?

Dlaczego?

Dlatego, że tak napisano w wypisie ze szpitala?

W nosie mam.

Lolka mam.
Któremu już jest łatwiej.
Bo leczę.
Jak się da.
Bo staram się.
Jak mogę.
Bo nie chcę, żeby bolało.
To życie w naszym świecie.
Bo kocham.
Ja, matka.

Zatem, czy pragnę się zaprzyjaźnić z autyzmem?
Za żadne skarby.
Ja z autyzmem walczę.
Szarpię się każdego dnia.
Dla dobra Lolka.

I żadne dobre rady skondensowane na szpitalnym świstku
nie zawrócą mnie z drogi.

Nie przekonają mnie, że panuje pokój,
gdy trwa wojna.

Moja wojna z czasem.

3 komentarze:

  1. popieram w 100% bo do puki są środki i metody aby dzieciakom pomóc to naszym cholernym obowiązkowym jest im pomagać a nie pozostać biernym i się "zaprzyjaźniać".....POPIERAM:*

    OdpowiedzUsuń
  2. ja to robię nie dla własnego widzimisię, po to, żeby Lolek zaczął przypominać zdrową Krysię czy Agnieszkę, tylko po to, żeby było mu łatwiej. a wiem, że da się to zrobić. w jakim stopniu, to zależy ode mnie, od dziecka, od szczęścia i od czasu. to robię :P

    OdpowiedzUsuń