Gdy mówię pani psycholog, że Lolek dużo czerpie od zdrowych dzieci,
ta natychmiast mnie poprawia.
- Lolek jest zdrowy! Tylko ma autyzm.
Tylko...
Kilka dni później już jesteśmy w szpitalu.
Już patrzę.
Już słucham.
Mimo że nie chcę.
Mimo że to cholernie trudne.
ANDRZEJ
Matka nerwowo pali papierosa przed wejściem do szpitala.
Tuż pod wielkim napisem ZAKAZ PALENIA.
Nie ona jedna pali.
Towarzyszy jej zwarta grupa.
Liczna.
Innych matek.
Nerwowych.
Zmęczonych.
Rozczochranych.
Matka Andrzeja opowiada.
Matki bowiem często opowiadają.
Muszą wyrzucić swoją historię.
Z siebie.
Choćby w przestrzeń.
Historię swoich dzieci.
Choroby swoich dzieci.
Bo wtedy choć na dwie minuty łatwiej.
Żyć.
Andrzej gorączkuje.
Niby nic dziwnego u dziecka.
U siedmiolatka.
Ale Andrzej dostaje drgawek.
Nie może oddychać.
Nie może żyć odkąd odszedł jego tata.
Który związał się już z nową kobietą.
Który nie przejmuje się zdrowiem Andrzeja.
Który jednak nie pozwala go leczyć w Niemczech.
Gdzie matka ma rodzinę.
Gdzie chce szukać ratunku.
Dla syna.
Bo lekarze w Polsce rozkładają bezradnie ręce.
I nie wiedzą skąd ta gorączka.
Ataki.
Drgawki.
Bo wyniki badań w porządku.
A ojciec...
Ojciec nie w porządku.
I to bardzo.
Ale na to nie można wypisać recepty.
Andrzej.
Człowiek.
Dziecko.
Syn.
Syneczek.
CHŁOPIEC
Nie wiem jak mu na imię.
Łóżko w sali sąsiadującej z naszą.
Jedno.
Rurki, sprzęt, miarowe pikanie.
Chłopiec na oko ma 10-12 lat.
Może starszy.
Nie wiem.
Nie reaguje.
Leży.
Czasem siedzi przy nim stażystka.
I głaszcze.
Przez resztę dnia leży sam.
A wzrok ma skierowany wciąż w ten sam punkt na suficie.
Drzwi do jego sali czasem są przymknięte.
Szyba zakryta prześcieradłem.
Pielęgniarki myją i przebierają Chłopca.
W ciszy.
Czasem słychać lekki szept.
Czasem drzwi otwarte są na oścież.
Inne pielęgniarki, inna zmiana myje i przebiera Chłopca.
A ja przechodząc widzę jego blade nagie ciało
przerzucane po łóżku w akompaniamencie chichotów
i komentarzy, głośnych komentarzy, co było tym razem
w pieluszce i po jakim czasie pojawi się znowu
i za jakie grzechy.
Za jakie grzechy te inne pielęgniarki muszą
tak często zmieniać pieluchę.
I wychodzą te inne pielęgniarki, ta druga zmiana
przez te otwarte na oścież drzwi z wściekłością
na twarzach, że znów musiały.
Zmienić pieluchę.
Babrać się.
Umyć.
Przebrać.
Warzywo.
A przecież to człowiek.
Dziecko.
Chłopiec.
Syn.
Syneczek.
KUBA
Jadę karetką z Lolkiem na rezonans.
Nie jedziemy same.
Obok młoda dziewczyna.
Z mężem.
Na kolanach dziecko.
Półroczne.
Kuba.
Też na rezonans.
Na cito.
- Panie doktorze, operacja dziś?
Młoda dziewczyna się upewnia.
Pyta ze strachem w oczach.
Matka.
- Tak. Dziś.
Lekarz odpowiada krótko.
Matka oddycha z ulgą.
Ojciec też.
Synek na jego kolanach się uśmiecha.
Wchodzą przed nami.
- Proszę się uzbroić w cierpliwość.
Młoda lekarka zwraca się do mnie.
- Proszę zrozumieć, guz...
Rozumiem.
A może i nie.
Na szczęście nie.
Patrzę jak matka płacze w korytarzu
i odwracam wzrok.
Żeby się nie rozryczeć.
I patrzę na ojca, który tak świetnie się trzyma.
I płacze dopiero wtedy, gdy matka z Kubą zamykają za sobą drzwi.
Bo już rezonans.
I słyszę od anestezjologa, że o Boże, jaki guz.
Gdy już po badaniu Kuby.
Gdy Kuba już odjechał karetką wraz z rodzicami.
I lekarzem, który powtarzał im jak katarynka
Będzie dobrze, musi być, będzie dobrze.
I pytam anestezjologa, choć może nie powinnam,
czy ten guz duży.
I mam.
Mam odpowiedź.
Mam co chciałam.
- Jak porównać główkę do małego arbuza,
to guz jak pomarańcza.
Nie wiem, czy neurochirurdzy będą chcieli operować.
Kuba.
Człowiek.
Dziecko.
Syn.
Syneczek.
KAROL
Na łóżku obok.
Ośmiolatek.
Autyzm.
Diagnoza w wieku trzech lat.
Mordercza praca.
Spektakularne efekty.
Mówił, jadł samodzielnie, ubierał się,
umiał się napić nawet z dzbanka.
- I nie uronił ani kropli!
Matka podkreśla z dumą.
W marcu różyczka.
Przestał się ubierać.
Przestał jeść samodzielnie.
Przestał w ogóle jeść.
Pić.
Chodzić.
Mówić.
Karol.
Człowiek.
Dziecko.
Syn.
Syneczek.
I w tym wszystkim Lolek.
Z tylkoautyzmem.
Człowiek.
Dziecko.
Córka.
Moja córeczka.
Ryczę...
OdpowiedzUsuńTyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono... a wydawać by się mogło, że życie już dość mnie potargało..
Doceniać i dziękować..
To, co dla nas wydaje się niewyobrażalne, dla innych jest codziennością...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
matka? służba zdrowia? tak czy siak pozdrawiam i podziwiam. i szacunek dla takich matek. i części służby zdrowia, bo w szpitalu widziałam prawdziwe anioły z powołania :) i nie tylko :(
UsuńTo straszne. Lzy same plyna do oczu i nie moga przestac.
OdpowiedzUsuńM d.