piątek, 26 kwietnia 2013

ANIELSKA CIERPLIWOŚĆ DO PIEKIELNEGO MARUDZENIA


Nie mam anielskiej cierpliwości.
Gdy Lolek zaczyna się wściekać.
I nie zamierza skończyć.
Ignorowanie odpada.
Bo nie zamierza.
Bo końca nie widać.
Bo krztusi się śliną i glutem.
A ochrypły pisk świdruje bębenki.

Należy odwrócić uwagę.
Zainteresować czymś innym.

Może i należy.
Może i próbuję.
Lolek się opiera.
Wyjątkowo skutecznie.
Piszczy.
Wyje.
Krzyczy ile sił w małym gardle.
Gardło małe, krzyk przeraźliwie głośny.

Pani jako matka będzie wiedziała,
czy w ten sposób wymusza,
czy naprawdę mu źle.
Ja, jako obca osoba, tego nie rozpoznam.
Pani psycholog ma doświadczenie.
Dzieli się.

Ja, jako matka, nie wiem.
Naprawdę czasem nie wiem.
Naprawdę mam ochotę wyskoczyć z III piętra.
Prosto na twarde płyty chodnika.
Bo jestem matką.
Która nie wie.
Która czasem nie potrafi rozpoznać,
czy mojemu dziecku jest źle.
Bądź czy moje dziecko wyje, bo po raz setny chce się nażreć
wiśniowej pasty do zębów.
W przeciągu kwadransa.
I wyje przez następne kwadranse.
Cztery.
Moje dziecko to potrafi.
A ja nie potrafię tego znieść.

Nie potrafię zrozumieć.
Lolek nie potrafi powiedzieć.
Pokazać.
Przekazać.
Zakomunikować.

Patrzę jak moje dziecko się męczy.
Moje dziecko patrzy na mnie
i nie wie, że męczę się ja.

Między nami mur.
Żadna tam metafizyczna nić porozumienia.
Między matką a córką.
I to też mnie męczy.
I doprowadza mnie to do bólu
przeszywającego czaszkę.
Do łez wściekłości.
Bezsilności.
Że naprawdę nie wiem.
O co chodzi mojemu dziecku.

- Wiesz, Lolek mnie marudzeniem do grobu wpędza.
Żalę się znajomej.
Co tam, pomarudzę. Pojęczę.
- Wiesz, ty chyba marudzącego dziecka nie widziałaś.
Znajoma próbuje postawić do pionu.
Mnie, marudę.
Ale ja nie wstaję.
Leżę.
Jak długa.
I cicho pod nosem mruczę.
Tak, żeby nie słyszała.
Tak, żeby sobie pomarudzić.
- Wiesz, ty nie widziałaś mojego Lolka w akcji.

Morał.
Bardzo kocham moje dziecko.
Kocham Lolka nad życie.
Czasem jednak go nie lubię.
Czasem nie daje się lubić.
Bo tak bardzo daje w kość.

Od dwóch dni daje w kość
A ja nie jestem aniołem.
Nie jestem święta.
Jestem cholernie zmęczona.

4 komentarze:

  1. A więc nie jesteś osamotniona każda matka czasem ma dość swojego dziecka, głowa do góry, jutro musi byc lepiej! a z tą pasta jakbym moją widziała, też wyżera cichaczem, jak siedzi w wannie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja lata z tubką i próbuje wycisnąć na szczoteczkę. nie udaje się? od czego jest mama? nie chce? od czego jest godzinna histeria? :P

      Usuń
  2. To tak samo jak rodzi się dziecko i wmawiają matkom że będą wiedziały kiedy jest głodne kiedy senne itp. Jasne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaa... a w tle będą powiewały tiulowe zasłony odsłaniając co chwilę soczystą zieleń ogrodu zalanego słońcem :P

      Usuń