poniedziałek, 29 kwietnia 2013
JAJECZNICA BEZ JAJKA
Lolek uwielbia jajecznicę.
Na hasło jajusio pędzi do kuchni ledwo wyrabiając się na zakrętach.
Z wysiłkiem ciągnie uchwyt drewnianych drzwiczek.
Szafkę, znaczy się, otwiera.
Taką specjalną.
Skrywającą skarb.
Patelnię.
Lolek bowiem wie, że jajusia nie da rady zjeść na surowo.
Ze smakiem.
Potrzebny jest sprzęt wspomagający.
Skarb.
Patelnia.
I wyjmuje sprzęt z językiem na brodzie.
I balansuje drobnym ciałem, by ciężki skarb utrzymać.
W drobnych rękach.
I wspina się na palce.
Ledwo sięgając brodą ponad blat.
Spina mięśnie.
Drobnych rąk.
Bierze zamach.
Ciężko wziąć zamach.
Patelnią.
Niewiele mniejszą od drobnego ciała.
Niewiele lżejszą od kruchego ciała.
I wali skarbem w stół.
I palcem podsuwa.
Żeby nie spadł.
Żeby mu się nic nie stało.
Żeby można było usmażyć smakołyk.
Jajusio.
Lolek wie, że to dopiero początek przygody.
Patelnia jest ważna.
Ale nie tylko.
Potrzebne to coś.
Bez czego nie da się usmażyć jajusia.
Oliwa.
Poza zasięgiem.
Małych rączek.
Za to w zasięgu wzroku.
Czy mama widzi?
Czy wie, gdzie jest oliwa?
Nóżki przebierają w miejscu z niecierpliwością.
W kąciku ust zbiera się ślina.
Źrenice rozszerzają się z pożądania.
Bo jajusio.
Szybciej, prędzej, mamo!
Tam! Tam jest! Stoi tam! O tam!
Mały palec celuje w butelkę.
Wyprostowany jak struna.
Żeby mama zobaczyła.
Widzi.
Bierze w dłonie.
Uf.
Stop!
Drewniana łopatka!
Gdzie jest łopatka!
Mamo, tam!
Palec zmienia kierunek.
Pręży się jak może.
Pokazuje łopatkę.
Żeby i mama zobaczyła.
I widzi.
Uf.
Mała rączka masuje brzuszek.
Mała buzia za chwilę będzie rytmicznie przeżuwać.
Jajusio.
Ach, jak trudno czekać.
Ach, jak bardzo chce się jeść.
Szybciej!
Prędzej!
Mamo!
Stop! Stop! Stop!
Galop pod lodówkę.
Mamo, otwórz!
Natychmiast!
Zapomniałam o jajusiu!
I mama otwiera.
I wyjmuje jajko.
Bo mały palec pomaga.
I pokazuje.
Gdzie jajusio.
Teraz można.
W końcu można.
Nareszcie można smażyć.
I zjeść.
I klepać się po brzuchu z błogością w oczach.
Po brzuchu w którym jajusio.
Po pełnym brzuchu.
Lolek, chodź. Usmażymy jajecznicę.
Nie. Nie w kuchni.
W twoim pokoju.
Na twojej miniaturowej kuchence.
Dzięki plastikowej patelni.
Mieszając plastikową łopatką.
No chodź.
Usmaż.
Będę pomagać.
A nawet dam się nakarmić.
Lolek wie, co zrobić z patelnią.
Prawdziwą.
Ciężką.
Lolek rozumie, że trzeba odkręcić gaz.
Przekręcić kurek.
Nalać oliwy.
Roztrzepać jajko.
Wyjęte chwilę wcześniej z lodówki.
Bo wie, gdzie jest lodówka.
I do czego służy.
Lolek nie wie, do czego służy plastikowa patelnia.
Lolek nie rozumie, jak można smażyć bez oliwy.
Bez prawdziwej patelni.
Bez gorącego ognia.
W oczach Lolka zakłopotanie.
W oczach Lolka krzty zrozumienia.
Dla tajemniczego faktu.
Że można usmażyć jajecznicę.
Bez jajka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeszcze ci ugotuję zupkę w garnuszku z dziurkami na niewidzialnej kuchence zobaczysz :*
OdpowiedzUsuń