piątek, 5 kwietnia 2013
OBYŚ CUDZE DZIECI UCZYŁ
Obyś nie musiał uczyć swojego.
Tego, z czym zdrowe dzieci się rodzą.
Tego, z czym nie urodził się Lolek.
Tego, czego Lolka trzeba nauczyć.
Nie wiedząc, czy nauczyć się da.
Nie wiedząc ile czasu przyjdzie czekać na efekty.
O ile w ogóle się pojawią.
Uczę więc.
Od rana do wieczora.
Że wskazując palcem coś interesującego ma na mnie popatrzeć.
Żebym też zobaczyła.
Żeby tym palcem nie pokazywać do upapranej śmierci,
gdy będę odwrócona.
Nie reaguję, gdy pokazuje i krzyczy O!
Ma popatrzeć.
Musi popatrzeć.
Przy piątym O! mam ochotę sama krzyknąć O!
Ale milczę.
Zagryzam wargi.
Czekam.
Aż się odwróci.
W moją stronę.
Aż popatrzy.
Aż podzieli się swoją radością.
Że widzi coś ciekawego.
Cała jestem czekaniem.
Odwracam kota ogonem.
Pokazuję zabawkę.
Małe rączki chcą przechwycić maskotkę.
Z moich rąk.
Czekam.
Ma popatrzeć.
W moje oczy.
Wtedy pozwolę przechwycić.
Patrzy.
Na moje ręce.
Moje ręce, które kurczowo trzymają maskotkę.
Czekam.
Powoli podnoszę zabawkę na wysokość oczu.
Małe oczka wędrują za przedmiotem pożądania.
Nasz wzrok się spotyka.
Lolek patrzy.
Przez ułamek sekundy.
Ale to wystarczy, bym pozwoliła przechwycić.
Lolek jest wniebowzięty.
I znów nie patrzy.
Bo osiągnął cel.
Zaczynam od początku.
Z nową zabawką.
I tak pierdylion razy na dzień.
Pierdylion razy na dzień zmieniam głos.
Mówię dyszkantem.
Bo jestem lalką.
Ryczę basem.
Ponieważ jestem misiem.
Szczekam jak pies.
Jestem psem.
Lolek nie umie się bawić lalkami.
Misiami.
Pieskami.
Uczę.
Udaję.
Piszczę i ryczę.
Skutkuje.
Wciągam Lolka do zabawy.
Lalki ożywają.
Misie podskakują.
Pieski merdają ogonem.
W moich rękach.
Lolek chętnie karmi lalki.
Prawdziwym jedzeniem.
Skacze z misiem.
Wita się z pieskiem.
Pod warunkiem, że ja ożywiam całą menażerię.
Moimi rękami.
Menażeria odłożona na półkę staje się martwa.
Nie istnieje dla Lolka.
Nie poddaję się.
W końcu jestem czekaniem.
Mogę być i lalką.
Czekam.
Aż przyjdzie moment, gdy wejdę do pokoju,
a Lolek będzie karmił lalkę.
Klockiem.
Aż Lolek nauczy się udawania.
Czy udawania można się nauczyć?
Czekam aż przyjdzie moment,
gdy pójdę do sklepu.
Głosem lalki zażądam chlebka.
Basem misia oznajmię, że zaraz poszukam drobnych.
Powolnym ruchem podniosę 50 groszy na wysokość wzroku.
Skupię się na monecie.
Skupię się tak na monecie na wysokości wzroku,
że zrobię zeza.
I radośnie zawołam do ekspedientki:
A kuku!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz