Kiedyś pisałam, że prawdziwy dom powinien pachnieć jedzeniem.
Najlepiej domowym ciastem.
W prawdziwym domu powinno być trochę bałaganu.
Sterylność i ciepło domowego ogniska nie idą w parze.
Po prawdziwym domu powinno plątać się dziecko.
Tak pisałam.
Kiedyś.
Dziś piszę inaczej.
W moim domu nie pachnie ciastem.
I nie będzie pachnieć.
Po co drażnić Lolka, któremu nie wolno.
Mąki pszennej.
Cukru.
Mleka.
Nie będę się wygłupiać z ciastem z marchewki.
Czy ciasto z marchewki może roztaczać aromat
dorównujący zapachowi sernika?
Albo szarlotki?
Szczerze wątpię.
W moim domu bałagan nie ma czego szukać.
Po co drażnić Lolka?
Któremu potrzebny jest porządek.
Stałość.
Którego nagromadzenie bodźców doprowadza do łez.
I histerii.
W moim domu Lolek się nie plącze.
Bo pilnuję, by się nie plątał.
Bez celu.
By nie biegał.
Dla samego biegania.
By nie chodził od punktu A do punktu B.
W kółko.
Jak to często mają w zwyczaju dzieci autystyczne.
Tak jest w moim domu.
W moim nowym domu.
W moim trochę innym domu.
W moim prawdziwym domu.
Maju kochana,świetne ciasta wychodzą z mąki różowej.Wojtek też nie może glutenu i mąkę pszenną zastępuje mąka różową lub kukurydziana,warto spróbować.
OdpowiedzUsuńUcałowania dla Lolka!:-)
Sandra
chaliera, ja nie piekę. w zasadzie umiem upiec tylko ciasto jabłkowo orzechowe. Lolek nie może też cukru, niestety:( z mąki ryżowej i kukurydzianej robiłam naleśniki (na mleku ryżowym), ale to już nie to. wychodzą raczej placuszki o smaku niepodobnym w zupełności do niczego...
Usuń