poniedziałek, 8 kwietnia 2013

JAKA RADOŚĆ DO CHOLERY CIĘŻKIEJ?


Obejrzałam niedawno reportaż.
O dzieciach dotkniętych autyzmem.
A to ci niespodzianka.
I ich zrozpaczonych rodzicach.
Wśród nich zamożna para.
I autystyczne bliźniaki.
A to ci psikus.
Rodzicom łamał się głos.
W zasadzie matce się łamał.
Bo ojciec nie mógł nawet mówić.
Matka do bólu szczera.
Boże, wybacz mi to co powiem.
Moje dzieci nie dają mi zbyt wielu powodów do radości...

Przeczytałam niedawno w internecie coś na temat autyzmu.
Znów niespodzianka.
Na temat wychowywania dziecka autystycznego.
Temat sprowadzał się do prostej konkluzji.
Że niełatwa droga, którą idą rodzice takiego dziecka,
to szczęście.
Radość.
Radość po stokroć większa niż ta,
która towarzyszy rodzicom dzieci zdrowych.
A to ci heca.

Dwie skrajne opinie.
Dwa twierdzenia wzajemnie się wykluczające.
Komu przyznać rację?
Kto tę rację ma?

W pierwszej chwili pomyślałam,
że matka bliźniąt nie wie co mówi.

W drugiej chwili doszłam do wniosku,
iż autor artykułu z internetu ma nierówno pod sufitem.

W trzeciej usadowiłam się wygodnie równo po środku.
Między nimi.

Gdy się siedzi wygodnie, to się lepiej myśli.
Wymyśliłam.

Nie ma co ukrywać.
Autyzm własnego dziecka to cios.
Tragedia.
Dramat.
Piekło.
Czarna rozpacz.
Bez dna.

Ale własne dziecko to sukces.
Błękitne niebo.
Szczęście bez granic.
Radość do łez.
Nawet z autyzmem w tle.

Zwłaszcza gdy widzi się postępy.
Rzadko, ale się widzi.
Gdy dopatruje się ich z mozołem.
W pocie czoła.
Z anielską cierpliwością.
Lub bez.

Punkt widzenia zmienia się w zależności od punktu siedzenia.
Od chwili postawienia diagnozy siedzę w miarę wygodnie.
Jeszcze nie do końca zdaję sobie sprawę, że wygodnie.
Wiem, że siedzę.
A nie miotam się nerwowo.
Jeszcze noga drga.
Podskakuje powieka.
Jeszcze.
Na razie.
Ale siedzę.
Bo już wiem, co jest mojemu dziecku.
Bo mam punkt zaczepienia.
Coraz częściej mam łzy w oczach z radości.
A nie z rozpaczy.

I przedwczoraj miałam.
Gdy Lolek pierwszy raz skinął głową.
Na tak.
Potwierdził.
Skinieniem głowy.
Pierwszy raz.
Nieporadnie.
Z rozbieganym wzrokiem.
Ale skinął.
Głową.
Że tak.
Że chce jeść.

I poleciałam do kuchni jak na skrzydłach.
Ze łzami w oczach.
Z radości.

Bo byłam.
Bo jestem.
Bo zawsze będę.
Na każde Twoje skinienie.
Córeńko.



8 komentarzy:

  1. Cieszę się razem z Tobą, małymi kroczkami, ale do przodu. Cieszę się z każdego małego sukcesu waszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to kiwanie głową jest bardzo ważne u dziecka z autyzmem. w zasadzie autyści tego nie potrafią, bądź robią to rzadko. z przeczeniem nie ma dużego problemu. Lolek drzeć się NIE potrafi jak nikt inny i czasem kręci przy tym głową. ale z TAK to już inna para kaloszy. do tej pory potwierdzenie rozpoznawałam po... braku NIE. jeśli Lolek nie odpowiedział przecząco, to znaczyło, że jest na TAK. a teraz zaczyna kiwać potwierdzająco. tylko na kilka pytań, ale uważam, że to duży sukces. mój kark cierpi. ciągle kiwam moim cierpiącym karkiem. wciąż pokazuję. w kółko uczę. i mam nadzieję, że zanim sobie ten kark skręcę, to będzie widać efekty. spektakularne efekty :D

      Usuń
  2. Gratulacje dla Córci za kolejny mały postęp;) Pozdrawiamy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) że już nie wspomnę jak od kilku dni uczymy się pluć. ja pluję do wanny podczas mycia zębów, a Lolek stoi przejęty obok, wanny trzyma się kurczowo i też usiłuje pluć. widok jak milion dolarów :D nie dość, że naśladuje, to i pod względem "logopedycznym" ćwiczy ;)

      Usuń
    2. Bo Lolek ma mądrą mamę, która dobrze się nim zajmuje. Te postępy są sukcesem ale dzięki Twojej pomocy!
      K.

      Usuń
  3. Przy takich cudownych rodzicach,to ja sie wcale nie dziwie ze Lolek robi postepy. Gralulacje;)
    M d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podobno jesteśmy rodzicami z intuicją... tak słyszałam od kilku specjalistów. nie napawa mnie to specjalnie dumą. napawa mnie to nadzieją... :)

      Usuń
  4. I ja trzymam kciuki aby Lolek robił coraz więcej takich postępów!
    K.

    OdpowiedzUsuń