niedziela, 28 kwietnia 2013

DZWONIŁO W KOŚCIELE, NIE WIEDZIAŁAM W KTÓRYM


Ja twierdziłam, że coś nie gra.
Bez patosu.
Bez zadęcia.
Nie gra i już.
Inni się niepomiernie dziwili jakim cudem można nie słyszeć orkiestry.
Dętej.


Patrzyłam na zachowanie mojego dziecka
i łapałam się za głowę.
Inni się w głowę stukali.
Że źle patrzę.
Że widzę nie to, co trzeba.

Rozszerzałam nozdrza i czułam strach.
Nawet w nocy.
Inni kręcili nosem.
W nocy to się śpi.
W dzień przy przewijaniu dziecka nos zatyka.

Chce się bawić o 2 w nocy?
Przecież to dziecko. Za dużo wrażeń w dzień.
Zaburzony rytm dnia i nocy.
Charakterystyczny dla dzieci z autyzmem.
Kłopoty ze snem.
Częste wybudzenia.

Jaka porządna. Jak ładnie zamyka wszystkie szafki.
Inne dzieci wszystko wyciągają, a Lolek nie.
Lolek zamyka.
Bo taki porządny.
Brawo!
Bo musi mieć porządek.
Bo drażnią go elementy, które nie pasują do reszty.
Bo nie czuje potrzeby wyciągania.
Badania.
Co jest w środku.
Bo ma autyzm.
Kaszę i mąkę w dalszym ciągu trzymam na najniższej półce.
Są bezpieczne.
Lolek się nie czepi.
Czepi się otwartych drzwiczek.
I zamknie.
I sam sobie zaklaszcze.
Brawo! Zamknęłam! Zrobiłam porządek! Mogę swobodnie oddychać!
Brawo Lolku, brawo...

Widzisz? Nie chce dotknąć piachu! Czyścioszek!
Jeszcze się nie daj Boże pobrudzi.
Zuch dziewczyna!
Nadwrażliwość dotykowa.
Piasek parzy.
Kłuje.
Jego faktura przeraża.
Piasek boli.
Autyzm boli.

Patrz jaka zmyślna!
Gdy się kręci, to patrzy kątem oka.
Żeby się nie przewrócić.
Mądrala!
Kręci się, bo się stymuluje.
Patrzy bokiem, bo się stymuluje.
Bo ma autyzm.

Cholera, schowaj ten koc! I tego misia!
Kłaki zębami kępami wygryza.
Ach, to ząbkowanie...
Fotele wyżarte do żywej gąbki.
Misie, króliczki, puchate sweterki na dnie szafy.
Ręce nie chcą, nie mogą dotknąć.
Ból.
Dyskomfort.
Potrzebne ujście.
Coś w zamian.
Coś, co jest znajome.
Kocyk.
Miś.
Sweterek.
Coś, co można w końcu poczuć.
Bez bólu.
Coś, czym można sobie zrekompensować raniący dotyk.
Nie trzeba "kaleczyć" rąk.
Nóg.
Można gryźć.
Można na chwilę odzyskać spokój.
Uf, Lolku, uf...

Jak ona sprytnie dobiera pary przedmiotów.
Widziałaś? W jednej rączce jeden klocek, a w drugiej podobny.
Taka mała. 
Taka sprytna.
Dwie ręce zajęte.
Non stop.
Czymś gładkim.
Suchym.
Bezpiecznym.
By nie musieć dotykać.
Czegoś innego.
Klejącego.
Mokrego.
Sprawiającego ból.

Jak tak dalej pójdzie, to Lolek na studiach wyląduje 
w wieku 8 lat.
Zauważyłaś, że nie interesują go książeczki z obrazkami?
Zwróciłaś uwagę, że lubi wertować kartka po kartce twoje książki?
Bez ilustracji?
Czyta!
Geniusz!
Nie czyta.
Patrzy na litery.
Ich ciągi.
Podobne na każdej stronie.
I jest w siódmym niebie.
Że widzi to, co widział wczoraj.
I przedwczoraj.
Że widzi to, co już zna.
Bo nie chce widzieć czegoś, co mogłoby go zaskoczyć.
Bo ma autyzm.
I nie lubi nowości.

Ależ uwielbia serki. I kefiry.
A za mleko dałby się zabić.
Nabiałowy smakosz!
Raczej dwulatek na haju.
Ćpun.
Podobno proces trawienia kazeiny
u autystów ma dość specyficzny przebieg.
Czyli nie toczy się prawidłowo.
Coś co powstaje w wyniku rozpadu białka,
a co nie powinno powstać,
a już na pewno nie dostać się do mózgu,
powoduje stan podobny do stanu po zażyciu opioidów.
Odlot.
Moje dziecko potrafiło miesiąc żywić się wyłącznie nabiałem.
Potrafiło stać godzinę pod lodówką.
Z rykiem na ustach.
Myślałam, że jest łakome.
Czasem głodne.
Myliłam się.
Było łakome.
I było na głodzie.

Samodzielna. Uparta.
Zdecydowana.
Sama wybiera ciuchy.
I każe się w nie stroić.
Stroi też mamę. I tatę.
Patrzcie państwo, taka mała, taka inteligentna.
Nie lubi ciuchów, które choć trochę drapią.
Dotyk. Nadwrażliwość.
Groszki na mojej bluzce, którą potrafiłam nosić kilka dni pod rząd,
stymulacja wzrokowa.
Ulubiona bluza -  schemat.

Pięknie buduje pociąg, wprost prześlicznie!
A jak równo!
O tak.
Przecież pociąg można zbudować nie tylko z klocków.
Ale i z książek.
Łyżek.
Kredek.
Butów.
Miniaturowych samochodzików.
Pociąg.
Lolek nie wie, że buduje pociąg.
Lolek wie, że układając cokolwiek w długi ciąg,
równy rząd, odzyska spokój.
I bezpieczeństwo.
Bo ma autyzm.

Jaka wstydliwa, ho, ho!
Zasłania oczy gdy ktoś na nią patrzy.
Odwraca głowę.
No nie wstydź się chłopczyka!
Już niedługo sama za chłopakami latać będziesz!
Albo i nie.
Bo po co latać?
Żeby sobie potem głęboko patrzeć w oczy?
Autyści często unikają kontaktu wzrokowego.
Nie chcą patrzeć w oczy.
Bo to boli.
Autyzm boli.

Nie chce naśladować?
Niczego? Ale to zupełnie niczego?
Spoko, spoko, to nie małpa w cyrku.
Dokładnie.
To nie małpa.
To autystka.
W moim domu.
W moim prywatnym cyrku.

Ciesz się, że się uczy sama chodzić.
Że nie ciągnie za rękę.
Nie musisz chodzić cały dzień zgięta w pół.
Ciesz się!
Z czego?
Że moje dziecko nie było w stanie podać mi ręki?
Dotknąć?
Mojej dłoni?
Bo mogło zaboleć.
Bo mógł zaboleć.
Dotyk.
Mojej dłoni.
Mógł zaboleć jak diabli.
Nadwrażliwą dłoń mojego dziecka.

Prawdziwy cyrkowiec!
Jak ona to robi, że tak długo potrafi wkręcać głowę w dywan?
No prawie na głowie stoi!
Brawo!
Wwierca, bo ma problem.
Kolejny.
Autystyczny.
Z czuciem głębokim.
Potrzebuje dodatkowych bodźców.
Bo za mało czuje.
I sama ich sobie dostarcza.
Stymuluje się.
Patrzcie państwo, taka mała, a już sama rekompensuje
sobie braki.
Brawo, Lolku, brawo...

Wącha twoje perfumy.
Cwaniaczek.
Mała kobietka.
Sensoryzm.
Problem z węchem.


U mojej małej, sprytnej, samodzielnej,
mądrej, genialnej, upartej, nadwrażliwej,
wstydliwej, nadpobudliwej autystki.

U mojej ukochanej córeczki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz