Za autyzm własnego dziecka?
Kogo.
Co.
Po co.
Nie winię nikogo.
Niczego.
Ani lekarzy.
Ani szczepionek.
Ani mojego permanentnie depresyjnego nastroju.
Ani wieku Dużego.
Ani naszych genów.
Entliczek pętliczek, na kogo wypadnie
na tego bęc!
Bęc.
W tych kategoriach traktuję to,
co się stało.
Co jest udziałem naszej rodziny.
Nie skupiam się na obwinianiu.
Szkoda czasu.
Energii.
Nerwów.
Mam się teraz na czym skupiać.
Mam jeden cel.
Nie chcę marnotrawić sił na nienawiść.
Do kogoś.
Lub czegoś.
Do samej siebie.
Jest jak jest.
Chcę, żeby było lepiej.
O niebo.
Nie mam czasu i ochoty na wpędzanie się w poczucie winy.
Na roztrząsanie.
Przerabianie.
Mielenie.
Babranie się w tym i owym.
Po co?
Nie widzę sensu.
Sens widzę w Lolku.
W jego uśmiechu.
W jego spojrzeniu, które coraz częściej kieruje
w stronę drugiego człowieka.
Sens widzę w wierze, że będzie lepiej.
Że idzie ku dobremu.
Powoli, ale idzie.
Bo ja chcę iść.
Do przodu.
A nie oglądać się wciąż za siebie.
I stać w miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz