piątek, 8 marca 2013

DZIEWCZYNKA RÓŻEM I SŁODYCZĄ KAPIĄCA


Będzie dziewczynka.
Na te słowa każda przyszła matka reaguje podobnie.
W głowie każdej przyszłej matki zaczyna się projekcja
filmu o podobnej fabule.
Złote loki. Warkoczyk. Kucyk.
Spineczki odbijające wesołe promienie słońca.
Gumeczki we wszystkich kolorach tęczy.
Idealnie równy przedziałek.
Rozkoszne szczebiotanie. Trel ptaszka.
Chabrowe oczęta spoglądające niewinnie spod firanek rzęs.
Uśmiech, który nie schodzi z różowych miniaturowych usteczek.
Sukieneczki, bluzeczki, kołnierzyki, falbanki.
Rajstopki w biedronki, serduszka i inne myszki.
Buciki z kokardkami, pomponami, perełkami.
Cud, miód i orzeszki.

Babcia Lolka również wyświetlała ten film kiedy urodziła córkę.
Czyli mnie.
Wciąż i wciąż. I wciąż od nowa.
I na filmie się skończyło.
Warkoczyk? A skąd!
Córka wiecznie rozczochrana, grzebieniem nie splamiona,
spineczkom mówiąca stanowcze NIE,
gumeczkom krzycząca WON!
Ścięta na pazia. Jak chłopiec.
Wzrok dziki, spojrzenie spode łba.
Z każdej strony może nastąpić atak. Gumeczek. I spineczek.
Trzeba być przygotowanym.
Głos głęboki, tubalny, w niczym szczebiotu nie przypominający.
Nie jestem chłopcem! Jestem dziewczynką!
Spojrzenie spode łba, a jakże, skierowane na miłą panią spotkaną
podczas spaceru,która śmiała pomylić płeć.
Która śmiała obdarzyć dziecko wątpliwym komplementem.
Jaki ładny chłopczyk!
Dziewczynka jak przystało na chłopca,
od najwcześniejszych lat rzuca mięsem.
W przedszkolu się nauczyła.
Rzuca piętrowo. Przy ludziach.
Matka się wstydzi. I to jak.
Zaczyna wyświetlać w swej głowie nowy film.
O chłopcu. Ogląda kadr po kadrze i wzdycha.
I marzy.
Córka nie chce jeść.
I nie je.
I wszystkie żebra przez ubranie można jej policzyć.
Przez ubranie, które wybiera sama bardzo starannie.
Na przekór modzie. Na przekór matce.
Czarny golf. Zielone ogrodniczki.
Skarpety w kratkę. Sandały.
Wersja na lato.
Matka załamuje ręce.
Matka na spacerach podąża za córką kilka metrów z tyłu.
I udaje, że to nie jej dziecko.
Czerwony skafander. Krzywo zapięty.
Bo sama. To nic, że długo. Że zaraz zamkną przedszkole.
SAMA!
Zrolowane podkolanówki.
Berecik nasunięty na czoło.
Bardzo nasunięty.
Kalosze.
Wersja na lato.
Matka płonie ze wstydu.
Matka film ze słodkim chłopcem w swojej głowie ogląda.
Gdy idzie kilka metrów za córką.

Matka podejmuje ostatnią próbę.
Kupuje sukienkę. Czerwoną.
Z zamkiem na plecach.
Do końca dni swoich będzie przeklinała zamek. Z tyłu. Na plecach.
Bo córka z tych, co wszystko po swojemu.
Co wszystko samodzielnie.
Łącznie z zapięciem suwaka. Niewprawnymi rączkami.
Na plecach.
Matka przestaje kupować sukienki.
Córka nie tęskni.

Mamo, będzie dziewczynka!
Babcia nie umie ukryć łez wzruszenia.
Teraz sobie odbije. Wszystkie krzywdy. Cały wstyd.
Teraz będzie czad.
Zaciera ręce.
Rusza na łowy.
Dobiera starannie, wybrzydza przy wieszakach,
patrzy pod światło.
Może zbyt mało różowe?
Może falbanek mogłoby być więcej?
Gumka z biedronką. Gumka z myszką.
Spódniczka. Sukieneczka. Groszki, róż, kokardka.
Balerinki. Lakierowane. Ósmy cud świata.
Nie może się doczekać.
Aż się przez środek miasta z wnuczką przejdzie.
Z wnuczką jak ta lala.
Z prawdziwą dziewczynką.

Prawdziwa dziewczynka kończy dwa lata.
Włos w nieładzie, spineczki porozrzucane po najdalszych kątach
chałupy. Gumeczki cholera wie gdzie.
Chodź, uczeszemy.
Nie daje za wygraną babcia.
Nie! Nie! Nie!
Lolek protestuje głośno. Bardzo głośno.
Ucieka.
Babcia goni prawdziwą dziewczynkę po mieszkaniu.
Prawdziwa dziewczynka jest wniebowzięta.
Lubi biegać.
Z rozwianym włosem.
Nie lubi się natomiast czesać.
Babcia z bólem serca rezygnuje.
Lolek nie.
Lolek spodnie ocieplane przynosi i każe się ubrać.
Nie, nie mówi. Bo nie umie.
Każe się ubrać za pomocą ryku.
I rozpaczliwego szarpania szat, które ma na sobie.
Kochanie, kaloryfery grzeją, będzie ci za gorąco.
Przekonuje babcia.
Lolek do swojej racji przekonuje wyciem nieustępującym syrenie alarmowej.
Babcia się poddaje.
Lolek siedzi w dwuwarstwowych spodniach na szelkach i zaczyna ściągać skarpety.
Bo mu nie pasują.
O nie, moja droga, nie zdejmuj. Nie jest na tyle ciepło,
żebyś mogła biegać na bosaka.
Lolek piskiem przekonuje babcię, że jest ciepło. O tyle o ile.
Babcia wzdycha i chowa skarpetki do szuflady.
Próbuje założyć inne.
Nie! Nie! Nie!
Ryk, glut, histeria.
Babcia wznosi oczy do nieba, mruczy coś w stylu
za jakie grzechy, i daje za wygraną.
A miała przecież dać czadu.
Z falbankami. Z kucykami. Z balerinkami.

Gdy wracam po kilku godzinach do domu,
Lolek świeci gołymi piętami,
na pupsztalu spodnie narciarskie,
na głowie słomkowy kapelusz.
Babcia siedzi w galowej bluzce i rajstopach. Bez spódnicy.
Muszę mieć dziwną minę, bo babcia spieszy z wyjaśnieniami.
Patrz, taka mała, ledwo dwa lata skończyła,
a już się wyczuciem w modzie wykazuje.
Patrzę na Lolka, spoglądam na babcię.
Zastanawiam się gdzie mam aparat,
trzeba to uwiecznić.
Ani mi się waż!
Babcia czyta w moich myślach.
W końcu znamy się tyle lat.
Zaczynam chichotać.
Uśmiech zamiera mi na twarzy, gdy mojej nogawki czepia się Lolek.
Szarpie jedną ręką.
W drugiej trzyma zwiewną, przezroczystą i bardzo seksowną koszulkę.
Bardzo nieprzyzwoitą.
Moją koszulkę, prezent od Dużego.
A we wzroku czai się złośliwe:
Twoja kolej na przebieranki!
Babcia nie chichocze.
Babcia otwiera powoli usta, babcia mówi.
Czad!
I zaczyna się krztusić.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz