czwartek, 21 marca 2013

PORZĄDEK MUSI BYĆ


Taka sobie zwykła kartka papieru.
Literka za literką.
Zdanie po zdaniu.
Program stymulacyjno - poznawczy.
Program naprawy Lolka.
Program, który mam realizować dzień po dniu.
Codziennie.
Z uporem maniaka.
Nie bacząc na protesty Lolka.
Który nie wie, że ma to mu pomóc.
Uporządkować świat.
Jego świat.
I nasz świat.

Punkt 4.

Wprowadzenie sygnałów zapowiadających aktywności.
Np. talerz zapowiada jedzenie, poduszka - spanie, 
buty - wychodzenie na dwór.

- Ale Lolek dużo rozumie. Rozumie, gdy mówię, 
że będziemy jeść. Gdy mówię, że idziemy na spacer.
Że czas spać. Po jakiego grzyba mam mu pokazywać poduszkę?
- Dlatego, że dzięki przedmiotom może pani zaplanować dzień.
- Yyyyy... Że co? Że jak?
- Po pewnym czasie będzie pani mogła położyć obok siebie
poduszkę, buty i talerz. I Lolek będzie wiedział, 
co się będzie działo w niedalekiej przyszłości.
Po kolei. Spanie, spacer, obiad.
A gdy położy pani poduszkę, buty, talerz, piłkę
i znów buty, talerz, piłkę, to cały dzień ma pani załatwiony.

Zajebiście.
Ogarnę stół.
Powycieram do czysta.
Na błysk.
Najpierw położę skierowanie do poradni neurologicznej.
Zaraz obok do alergologa.
Następnie do poradni genetycznej.
I metabolicznej.
Równiutko.
Do ośrodka dla osób z autyzmem dziecięcym.
Do neurologopedy.
Długi blat, dobry blat.
Do poradni psychologiczno - pedagogicznej.
Na oddział neurologiczny. W szpitalu.
Trzeba zrobić przecież eeg. Na okoliczność padaczki.
I rezonans.
A rezonans, jakby nie patrzeć, najfajniej się robi w szpitalu.
I wcisnę gdzieś, sama nie wiem jeszcze gdzie, druczek.
Taki sobie.
Do wypełnienia.
Bo orzeczenie o niepełnosprawności i te sprawy.

I gdy już cały blat, dobry blat, będzie pokryty papierami,
odzyskam kontrolę. Odzyskam poczucie bezpieczeństwa.
Będę miała załatwione.
Życie.

Tylko ja, cholera, nie mam autyzmu.
Więc czy aby na pewno?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz